Rozdział 7


10 październik 2004
Croft Manor, godz. 21:00

-A więc to wszystko to jeden wielki spisek, tak? - Zip nie okazywał zbytniego zaskoczenia.
-Tak. Zapewne teraz, kiedy Karel ma wszystkie artefakty, zamierza wyruszyć po Laskę Nephilimów. Połączy fragmenty, a potem pójdzie zawładnąć światem... czy coś w tym stylu.
-No to pięknie. I tyle wyszło z twojej próby zaufania. - skomentował Zip.
-Pamiętasz jak mówiłam, że mam przeczucia, iż ta przygoda będzie ciekawa? Sprawdziły się. - Lara przypieczętowała te słowa ironicznym uśmiechem, odwróciła się i poszła na górę, do swojego pokoju.
-Co? Jak to? - Zip nie wiedział, o co pannie Croft chodzi. Przez chwilę obserwował ją zdziwionym wzrokiem po czym wzruszył ramionami i wrócił do pracy.
Lara leżała na łóżku w swojej sypialni. Nareszcie mogła ogarnąć myśli. Kurtis żył. I po dwóch latach powrócił – by ją zabić. Choć przecież nie z własnej woli, a na zlecenie. To kim on był, że otrzymywał takie zadania? Jednak Lara się nie zastanawiała nad tym, bardziej ją interesowało, że chłopak... chyba nie byłby w stanie jej zlikwidować. Sama widziała, że coś go powstrzymywało. Dlatego też zadała mu wtedy tamto pytanie. Niby przystawił jej lufę pistoletu do czoła. Ale to nic nie znaczy. Ważne jest, czy dałby radę pociągnąć za spust. Prócz tego Croft próbowała ogarnąć samą sytuację 2 lat istnienia Trenta. Bez jej wiedzy. Czemu się nie odezwał? Cóż, a czemu powinien? Kto chciałby utrzymywać kontakt z osobą przejmującą się tylko, nazywając rzeczy po imieniu, własnym tyłkiem? Z osobą nie zadającą sobie trudu jakim jest pomoc w potrzebie.
Z chaotycznych zamyśleń wyrwało ją pukanie do drzwi.
-Proszę!
Do pokoju zajrzał Winston.
-Lady Croft, pani kolacja już gotowa.
Lara wstała z łóżka. Staruszek odwrócił się i poszedł, zostawiając drzwi uchylone. Dziewczyna zamknęła je wychodząc z pokoju, po czym po chwili siedziała już w jadalni.
-Widzę, że panienka odzyskała apetyt. - stwierdził lokaj trochę ironicznym tonem. Faktycznie, Croft bardzo chętnie zjadała przygotowaną przez Winstona kanapkę. Chwilę później talerz był pusty.
-Powiedzmy, że stało się coś, co poprawiło mi... humor.- odparła, wstając. Wyszła z jadalni. Winstona zaskoczyło zachowanie Lary.
Dziewczyna siedziała w głównym holu, na kanapie przed kominkiem. Czytała książkę. Zip pracował przy komputerze. Co chwilę jednak wyglądał zza monitora. Po chwili zaczął rozmowę.
-A więc...
Lara oderwała wzrok od książki.
-Tak?
-Ten tego, no...
-Co?
-Te twoje przeczucia...
-No...
-Cholera! Powiedz, co się stało, bo ciekawość mnie zżera! - wyrzucił z siebie Zip. Lara zaczęła się śmiać. Kiedy już mogła złapać oddech, odpowiedziała:
-Nic takiego... po prostu... - Zip patrzył na Croft z wielką nadzieją, że się czegoś dowie. Nagle zauważył Alistera schodzącego po schodach.
-Lara, dobre wieści – przetłumaczyłem kolejne części pamiętnika.
-TY IDIOTO! - krzyknął Zip. Alister spojrzał się na niego z przerażeniem.
-To świetnie! I nie przejmuj się Zipem... Chyba ma dziś zły humor. - dziewczyna ledwo powstrzymywała się od śmiechu. Chłopak z wściekłą miną schował się z powrotem za monitorem. Alister usiadł obok Lary na kanapie.
-A więc... czego się dowiedziałeś?
-Laska Nephilimów znajduje się w świątyni Koyu Iblis Havra w Turcji. Prawdopodobnie tam uda się Nadine.
-I ja również. - odpowiedziała z uśmiechem. - Zip, załatw mi transport do Turcji na jutro.
-Na jutro?
-Tak, nie mogę zwlekać, Karel prawdopodobnie już jutro tam wyruszy. Najlepiej, jakbym znalazła się tam przed nią. A teraz pozwolicie, że was opuszczę, muszę się przygotować. - powiedziała, po czym wstała i poszła na górę, do swojej sypialni.

***

11 październik 2004
Croft Manor, godz. 8:00

Lara wypoczęta , z plecaczkiem na plecach, była gotowa do podróży.
-A jeśli ona nie wyruszy tam dzisiaj? Będziesz tam na nią czekać jak jakaś głupia?
Croft rzuciła Zipowi znaczące spojrzenie.
-Jeśli nie pojawi się tam dziś, zniszczę laskę Nephilimów. Kiedy tam już przybędzie, będzie dość zaskoczona.
-A no tak... jednak nie jesteś aż tak głupia... - Zipa znowu przeszył wzrok Lary, co go speszyło. - znaczy... no nie patrz tak na mnie! Idź, taksówka czeka.
Croft otworzyła drzwi i wyszła na zewnątrz. Po raz kolejny w tej przygodzie wsiadała do taksówki. Samochód ruszył...

11 październik 2004
Turcja, godz. 12:00

Croft jechała na motorze. Na horyzoncie widać już było świątynię. Po chwili Lara dostrzegła także parunastu ludzi i kilka motorów. Byli to prawdopodobnie najemnicy Karel. Panna archeolog wyciągnęła pistolet. Jak już zrobić wejście, to z wielkim hukiem.
Najemnicy dostrzegli w oddali szybko zbliżający sie obiekt. Przygotowali się do ataku. Nagle ów obiekt zaczął strzelać. Mężczyźni odwzajemnili to porcją pocisków. Kiedy Croft była bliżej, część z nich zaczęła rzucać granaty.
Lara zauważyła, że drzwi do świątyni były otwarte. Nie zastanawiając się długo, wjechała do środka. Mijając wielki hol, zatrzymała się na korytarzu i zsiadła z pojazdu. Pobiegła przed siebie. Nie mogła tracić czasu. Po chwili ujrzała wrota do okrągłej sali. Powoli weszła, wciąż rozglądając się po pomieszczeniu. Spojrzała na postać stojącą mniej więcej po środku sali. Trzymała ona podłużny przedmiot. Lara zaczęła powoli iść wzdłuż ściany, wciąż przyglądając się postaci. Była to oczywiście Nadine. Stała przed kolumienką, na której leżało pięć fragmentów artefaktu. Lekko uniosła nad nimi laskę Nephilimów. Nagle odwróciła się – zauważyła Larę.
-Ahh, panna Croft... witam. Jak widzę, wciąż żywa.
-Mi również jest niezmiernie miło. - powiedziała dziewczyna zgryźliwym tonem. - Niestety, ale pani pracownik nie do końca wywiązał się ze swojej roboty. I jak widać stoję tu, cała.
-To nie był mój pracownik. Został wynajęty. Postawiłam wysoką sumę – której oczywiście nie otrzymał. Nie płacę za zadanie wykonane w połowie.
-Cóż... zmieńmy temat. Zapytam wprost – Dlaczego chcesz połączyć fragmenty kamienia?
-Po co wdawać się w szczegóły?
-Ależ powinnyśmy, możliwe, że chcesz zrobić coś dobrego dla świata, wtedy nie miałabym obowiązku, a wręcz prawa cię zlikwidować. - odparła Croft ironicznym tonem.
-Nie wszystko musisz wiedzieć, Lara. Ciekawość cię kiedyś zabije... - po tych słowach Nadine delikatnie dotknęła laską jednego z fragmentów. Ten zabłysł mocniej i przyciągnął do siebie pozostałe cztery. Tak połączony kamień uniósł się nad kolumienką. W tym czasie Karel zdawała się przechodzić swego rodzaju transformację. Cały czas trzymając laskę Nephilimów, jej skóra zmieniła kolor na biały, dłonie przekształciły się w szpony, a z pleców rozwinęły się skrzydła niczym u anioła. Lara potrzebowała właśnie takiego przebiegu sytuacji. Teraz, kiedy artefakt był w całości, mogła go zniszczyć. Nadine wzleciała w górę.
-Chcesz wiedzieć, po co to robię?! - zamachnęła się i cisnęła w Croft zieloną, świecącą kulą. Dziewczyna zrobiła unik.
-Przede wszystkim, by zdobyć władzę! - Karel wysłała pannie archeolog kolejny pocisk, którego ta znowu ominęła.
-A poza tym... -przemieściła się w inne miejsce. - by pomścić brata!
-Brata?! Masz na myśli Joachima Karela?!
-Tak! To dlatego zostałaś w to wciągnięta! Byłaś ważnym elementem mojego planu! - tym razem zaatakowała mocniej, jednak po raz kolejny Lara uniknęła zderzenia z pociskiem. Próbowała wycelować w artefakt, ale kule Nadine jej to uniemożliwiały. Karel zleciała niżej.
-Teraz dokończę to, co zaczęłam! - tego ataku nie udało się Croft ominąć. Dziewczyna upadła na ziemię, upuszczając pistolety. Kiedy próbowała wstać, jej przeciwniczka podleciała do niej. Chwyciła ją za szyję i przycisnęła do ściany. Lara próbowała się uwolnić, jednak bez skutku.
-Nie sądziłam, że to będzie takie proste... to twój koniec, Laro! - pannie archeolog zaczynało brakować tchu. Przez moment myślała, że to faktycznie koniec. Tak łatwo dać się zlikwidować... Nadine miała już zadać jej ostateczny cios. Nagle rozległ się huk. Uścisk wokół szyi Croft gwałtownie się rozluźnił, dziewczyna upadła na ziemię, próbując złapać oddech. Powoli wstała. Nie zważając, co się stało z Karel, podbiegła do jednego z pistoletów. Wycelowała w kamień.
-Co ty robisz?! NIE! - skrzydlata odepchnęła chłopaka, który do niej strzelił i natychmiast zaczęła lecieć w stronę Lary. Jednak nie zdążyła. Croft oddała celny strzał z beretty. Artefakt zaczął pękać, po czym rozpadł się zupełnie. Całe pomieszczenie objęła na chwilę zielona poświata. Gdy zniknęła, Nadine była z powrotem w swojej ludzkiej postaci.
-Ty... - dziewczyna miała już zaatakować laską pannę archeolog, jednak znowu padł strzał. Bezwładne ciało Karel upadło na ziemię, po czym zalało się krwią. Croft zobaczyła Gundersona. Przez chwilę pomyślała, że zrobił to, by ją uratować. Jednak ten wycelował pistolet w dziewczynę. Znów rozległ się strzał. Gunderson upadł martwy. Został zastrzelony przez chłopaka, który sam po oddanym strzale osunął się na ziemię nieprzytomny. Croft nie zwróciła na niego większej uwagi. Musiała uciekać – świątynia zaczęła się zawalać.
-Zip, namierz mnie i przyślij helikopter!
-Ok.
Lara wskoczyła na motor, który zostawiła w korytarzu. Wyciągnęła pistolet i wyjechała na zewnątrz. Tam zaczęła strzelać do najemników. Po chwili była już z dala od walącego się budynku. Myślała że nic więcej jej nie przeszkodzi w ucieczce, jednak zauważyła mężczyzn jadących za nią. Jedyne, co musiała robić, to unikać strzałów oraz granatów i czekać na śmigłowiec. Ten pojawił się niebawem. Skoczyła na linkę spuszczoną z helikoptera. Motor, który zostawiła, zatrzymał paru najemników. Wspinając się po drabince, wciąż strzelała do wrogów. W końcu była bezpieczna, w środku. Wracała do domu. Nagle... coś do niej dotarło... Stanęła przy wyjściu ze śmigłowca i rozejrzała się za świątynią, w nadziei, że zobaczy kogoś z niej wybiegającego. Niestety – budowla po chwili zupełnie runęła. W jej pobliżu nie dało się dostrzec nikogo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz