8 październik 2004
Croft Manor, godzina 17:00
Lara siedziała na kanapie w swoim pokoju czytając książkę. Na
stoliku obok kanapy leżało chirugai. Croft nie mogła się skupić na tekście. Co
chwilę spoglądała w kierunku blaszanego kółka. W końcu odłożyła książkę i
chwyciła za swoją broń. Wpatrując się w nią, wysuwała ostrza i
chowała...wysuwała i chowała...W końcu westchnęła i odłożyła chirugai z
powrotem na stolik. Stwierdziła, że pójdzie sprawdzić, jak Alister radzi sobie
z tłumaczeniem dziennika.
-Hej Alister. - powiedziała wchodząc do biblioteki.
-Witaj!
-Jak ci idzie tłumaczenie?
-Nie najgorzej, ale obawiam się, że będziesz musiała poczekać
trochę dłużej...
-Dlaczego?
-Z tego, co na razie przetłumaczyłem wynika, że kolejnym
miejscem ukrycia jest Islandia. Mógłbym co prawda przejść do tłumaczenia
kolejnych stron, ale nie chcę przegapić jakiejś ważnej informacji.
-W porządku. Przyda mi się trochę więcej odpoczynku. -
uśmiechnęła się i wyszła.
Mówiąc, że przyda jej się więcej odpoczynku – skłamała.
Właśnie, to czego jej najmniej było potrzeba, to siedzenie w domu. Kiedy
człowiek siedzi w salonie i nie ma co robić, zaczyna rozmyślać. Ona zazwyczaj
rozmyślała o przeszłości – choć tego nie lubiła, to jednak zawsze kiedy nie
była na kolejnej wyprawie, jakoś tak samo przychodziło. Oczywiście nie miała
samych złych wspomnień. Te wszystkie przygody, to co widziała, kogo poznała...
ale Lara wracała myślami do tych strasznych i przykrych momentów – katastrofa w
Nepalu, śmierć ojca w Kambodży, wypadek w Egipcie, śmierć Von Croya...
Ostatnio szczególnie rozmyślała o jednym – zaginięcie Kurtisa.
Przecież... jak w ogóle mogło to się stać. Czemu go nie szukała? Przecież
mogła, wręcz powinna. Ale nie – ona opuściła starą fabrykę, laboratorium
Ekchardta. Zostawiła za sobą mroczną przygodę i powróciła do Croft Manor, gdzie
dochodziła do siebie po serii przykrych zdarzeń. Teraz dręczyły ją wyrzuty
sumienia.
|***|
Ktoś zapukał do drzwi pokoju.
-Tak?
-Panno Karel, pani gość już przyszedł. - Gunderson otworzył
szerzej drzwi. Do środka wszedł młody mężczyzna – wysoki, brunet, niebieskie
oczy. Rozejrzał się po pokoju.
-Proszę usiąść. - Karel wskazała mu jeden z foteli.
Gunderson wychodząc, rzucił mu mordercze spojrzenie. Chłopak je
odwzajemnił i usiadł.
-Proszę się nim nie przejmować. Zdaje mi się, że nie lubi
gości. -powiedziała dziewczyna z lekkim uśmiechem.
-Owszem, nie będę. Więc, w jakiej sprawie pani do mnie
zadzwoniła?
-Ach, tak, już mówię. Sprawa dotyczy kamienia Nephilimów...
***
8 październik 2004
Croft Manor, godzina 18:00
Lara jadła kolację. Cały czas wpatrując się w talerz, z głową
opartą o rękę, powoli jadła pierwszą kanapkę.
-Panienko Croft, przepraszam za zakłócanie posiłku, ale
prosiłbym o zdjęcie łokcia ze stołu. - zwrócił jej uwagę Winston.
Dziewczyna bez słowa położyła rękę na kolanie. Po chwili
niedojedzoną kanapkę odłożyła na talerz.
-Ja... już dziękuję. - wstała i wyszła.
W salonie na kanapie siedzieli Alister i Zip. Rozmawiali. Kiedy
Lara wyszła z jadalni i szła w kierunku schodów, oni spojrzeli na nią.
Dziewczyna odwróciła się. Chłopaki uśmiechnęli się do niej. Croft odwzajemniła
uśmiech, lecz był to uśmiech wymuszony. Zaczęła wchodzić po stopniach, po czym
przeszła przez korytarz i otworzyła drzwi prowadzące do sypialni.
-Zauważyłeś, Lara ostatnio jest jakaś przygnębiona. -
powiedział Zip.
-Nie miej jej tego za złe, każdy miewa humorki.
-Taa...ale co ją tak przygnębia?
-Nie mam pojęcia.
-Myślę, że to ma związek z tym chirugai.
-Czemu?
-Nie zauważyłeś, jak się zachowuje? Ciągle się w nie wpatruje,
ogląda...
-A ty skąd o tym wiesz?
-Po prostu można ją przy tym czasami przyuważyć.
-Ale jaki związek może mieć chirugai z jej przygnębieniem?
-Czy Lara opowiadała ci kiedyś jego historię?
-Nie...
-No właśnie!
***
-Więc podsumowując: muszę zdobyć ostatni fragment kamienia,
zabijając przy tym „konkurencję”... płaci pani 1000$... jeszcze tylko jedno –
kogo konkretnie mam zabić? - chłopak oderwał długopis od notatnika.
-Larę Croft.
Brunet przez chwilę wpatrywał się w kartkę notatnika, po czym
powoli zanotował.
-Czy to już wszystko?
-Właściwie tak. O miejscu, w którym znajduje się kamień, powiem
panu, jak zdobędę jakieś informacje. To tyle.
Chłopak schował notatnik i długopis. Wstał z fotela i skierował
się w stronę drzwi.
-Do widzenia.
-Żegnam.
***
9 październik 2004
Croft Manor, godz. 12:00
Przez salę treningową przelatywało chirugai. Oparta o ścianę
Lara co chwilę nim rzucając obserwowała, jak jej broń robi wspaniałe pętle nie
niszcząc przy tym sprzętu znajdującego się w sali. W kierunku wejścia szedł
Alister. Zauważył Croft stojącą przy ścianie. Zobaczył również chirugai.
-Czyżby Zip miał rację? - pomyślał.
Wszedł do środka.
-Lara! Hej!
Kółko zakończyło ostatnią pętlę. Lara chwyciła je.
-Hej Alister, co nowego?
-Przetłumaczyłem nową część pamiętnika.
-No no, szybki jesteś. - powiedziała, uśmiechając się. - Wiesz
już, gdzie jest ostatni fragment?
-W Tybecie.
***
-W Tybecie.
-W porządku...kiedy mam wyruszyć?
-Jutro, najlepiej z samego rana.
-Zatem jutro, Tybet. Ciekawie się zapowiada.
-No ja myślę. - Karel była wyraźnie zadowolona.
-A więc – do usłyszenia.
-Do widzenia. - dziewczyna odłożyła słuchawkę. W tym momencie
do pokoju wszedł Gunderson.
-Wzywała mnie pani?
-Tak. Jak już wiesz, plan jest taki – chłopak leci do Tybetu,
zabija Croft, bierze kamień. Ty z najemnikami w tym czasie włamujecie się do
jej domu i kradniecie artefakty, które ona zdobyła. Następnie...
-Chwileczkę... kiedy już będziemy mieli wszystkie fragmenty,
jak się dowiemy, gdzie znajduje się laska Nephilimów? Przecież dziewczyna
zostanie zabita, a ten notatnik...
-Myślisz, że jestem aż tak głupia?! Wiem, gdzie będziemy
musieli się udać!
-Gdzie?
-Do Turcji.
***
9 październik 2004
Croft Manor, godz. 19:00
Lara kończyła się pakować. Na łóżku leżał plecaczek, obok strój
i beretty. Croft trzymała w ręku chirugai. Schowała je do plecaczka. Humor jej
się poprawił. Przygoda – to było coś, co uwielbiała. Jedyny sposób, by na
trochę oderwać się od rzeczywistości i zgłębić kolejne tajemnice starożytnych miast,
cywilizacji. By pozwiedzać dalekie krainy, podziwiać wspaniałe krajobrazy. By
nie skupiać się na przeszłości.
Wzięła wszystkie przygotowane rzeczy i przeniosła je na kanapę,
do drugiej części pokoju sypialnego. Teraz czekał ją tylko prysznic i długi
sen.
10 październik 2004
Croft Manor, godz. 7:00
Croft skończyła jeść śniadanie. Wstała od stołu i pomaszerowała
do głównego pomieszczenia.
-Głowę wzięłaś?
-A co to, już o inne rzeczy się nie pytasz?
-Nie, bo i tak wiem, że je spakowałaś. Zaś jeśli chodzi o
głowę...
-Spokojnie, mam. - powiedziała.
-Dobra, bierz plecak i idź. Na zewnątrz czeka taksówka.
Transport ogółem taki sam, jak przy podróży do Grenlandii – taksówka,
odrzutowiec, helikopter.
-Ok.
-To do usłyszenia w headsecie!
Lara otworzyła drzwi swojej posiadłości i skierowała się w
stronę samochodu...
10 październik 2004
Tybet, godz. 15:00
Na płaskim obszarze wylądował śmigłowiec. Wyskoczyła z niego
nie kto inny, jak Lara Croft. Zaczęła się rozglądać i w tym samym momencie
helikopter wystartował.
-Dobra – czego dokładnie mam szukać?
-Twoim celem jest świątynia. - zaczął Alister. - wygląda dość
ciekawie, jakby znajdowała się w wąskim i wysokim kraterze...
-Może daruj sobie te szczegóły. - powiedział Zip.
-Ale Lara musi wiedzieć, jak ta świątynia...
-Nie musi. Lara, przesłałem ci już miejsce jej położenia na
palmtopa. TO ci powinno wystarczyć.
-Chłopaki, nie kłóćcie się. Dzięki Zip, już patrzę. I dzięki
Alister, teraz będę wiedziała, że na pewno trafię w dobre miejsce.
-Ha! - krzyknął z dumą chłopak.
-Też mi powód do radości. - powiedział Zip udając
naburmuszonego.
***
Nad świątynią pojawił się helikopter. Po chwili została z niego
spuszczona drabina linowa, po której zszedł mężczyzna. Zeskoczył na ziemię i w
tym momencie drabina została z powrotem wciągnięta do śmigłowca, który
następnie odleciał.
-No no, jak tu pięknie. - powiedział brunet. Spojrzał na
kolumienkę stojącą na środku świątyni. Leżał na niej mały, połyskujący zielonym
światłem, przedmiot. - a zaraz będzie tu jeszcze piękniej, kiedy zamiast tego
kamienia będzie plama krwi... - wzdrygnął się. - Wolałbym jednak nie widzieć
takiej wersji. Ale praca to praca – trzeba ją wykonać.
***
Rzuciła linkę w kierunku kolejnej wystającej skały. Gdy ta się
zaczepiła, Lara zaczęła wciągać się za jej pomocą wyżej.
-No no, dobrze ci idzie.
Croft była już przy skale, o którą zaczepiła się linka.
Pociągnęła za nią i dalej zaczęła się wspinać łapiąc za wyrwy w ścianach
skalnych.
-Nie musisz mi mówić – wiem to. - powiedziała wesoło.
-Skromności ci nie brak, to pewne.
-Alister też tam jest?
-Nie, pewnie poszedł się cieszyć, że mu podziękowałaś za tą
świątynię...
Lara nie odpowiedziała.
-Dobra, żartuję – poszedł dalej pracować przy dzienniku.
-O wiele lepsza odpowiedź! - powiedziała.
Wspięła się jeszcze po kilku wyrwach. W końcu doszła do półki
skalnej. Chwyciła za jej brzeg i podciągnęła się do góry. Wyjęła PDA i
sprawdziła swoje położenie.
-Hmm... to niedaleko... parę kroków przed siebie.
***
Chłopak usłyszał głos.
-Cholera, ona już tu jest!
Rozejrzał się jeszcze raz – w świątyni były kolumny, za którymi
padały ciemne cienie – idealne miejsce na kryjówkę. Brunet ukrył się za jedną z
nich. Czekał.
***
-To... tu! - stanęła przy krawędzi skały. Na dole znajdowała
się świątynia. Lara zaczepiła linkę o jedną ze skał w pobliżu i zjechała w dół.
To co ujrzała, wprawiło ją w niemały zachwyt. Wysoka wąska świątynia, ściany
pokryte mchem i roślinnością, cztery kolumny, a na środku kolumienka. Leżał na
niej fragment kamienia Nephilimów. Jego zielone światło nadawało wspaniały
klimat całemu miejscu.
-Pięknie tu...
-Faktycznie...co za szczęście że masz headseta.
-Czy ja wiem. Podczas każdej wyprawy ciągle coś mi tam brzęczy
i marudzi... a nie, przepraszam – to ty ciągle nawijasz.
-Dobra, już bez głupich żartów. Bierz artefakt i... hej... hej,
co jest?!
-Zip? Czy wszystko w porządku?
-Ejj, co wy tu robicie?! Hej, nie! NIE!
-Zip, to nie jest śmieszne... - w słuchawce dało się słyszeć
szumy, łoskoty i krzyki. Jakieś strzały. A potem tylko szum – coś przerwało
połączenie. Zaniepokoiła się. Stwierdziła, że trzeba się spieszyć, więc
podeszła do kolumienki. Chciała się stąd jak najszybciej wydostać. I kiedy
schyliła się, by wziąć kryształ, usłyszała huk i świst. Tuż za jej szyją
przeleciała kula wystrzelona z pistoletu.
-Cholera, jak mogłeś tak chybić idioto! - szepnął chłopak do
siebie.
Lara odruchowo wyjęła pistolety i zaczęła się rozglądać. Po
chwili schowała je i wyjęła chirugai. Chłopak przez chwilę się w nie wpatrywał.
Nagle Croft poczuła, że jej broń zaczyna drżeć, wyrywać się jej z ręki, zaczęły
z niej lecieć iskry. Dziewczyna puściła je, ono uniosło się w górę, poleciało
kawałek przed siebie i zawisło w powietrzu. Lara była lekko oszołomiona.
Jeszcze raz rozejrzała się po świątyni. Z początku pomyślała, że to przez to
miejsce chirugai zaczęło się dziwnie zachowywać. Ale uznała, że to absurdalne.
Powolnym krokiem szła w kierunku swojej broni, która ciągle unosiła się w
górze. Chciała ją chwycić. Nagle chirugai zatoczyło pętlę. Croft odwróciła się.
Dalej wszystko stało się tak szybko. Obrót, upadek... Dziewczyna leżała na
ziemi. A to, co zobaczyła, na zawsze pozostało w jej pamięci. Nad nią stał
Kurtis, trzymając w ręku chirugai. Wyraźnie było widać... że chciał ją zabić.
Sytuacja co najmniej niezręczna. Jednak coś go powstrzymywało. Lara skorzystała
z okazji i przeturlała się na bok po czym szybko wstając wyciągnęła pistolety.
Zaczęła się rozglądać po świątyni. Chłopak odwrócił się w jej stronę. Stali tak
przez chwilę. Croft musiała szybko coś wymyślić, czasu nie było wiele. Jak
wziąć artefakt i wydostać się stąd nie zostając przy tym zabitym? Kurtis powoli
zawiesił chirugai na pasku od spodni i wyjął borana z kabury. Lepiej nie było
robić żadnych gwałtownych ruchów. Dziewczyna nie za bardzo wiedziała, co myśleć
o zaistniałej sytuacji. Teoretycznie mogłaby wypalić z tekstem „Trent, co ty tu
robisz, przecież nie żyjesz?”, ale do by zabrzmiało co najmniej idiotycznie.
Lara zastanawiała się jeszcze przez chwilę – oczywiście! Przecież mogła zacząć
rozmowę. Croft mogłaby w ten sposób odwrócić uwagę Kurtisa i spokojnie wziąć
artefakt.
-No dobrze, więc... co ty tu właściwie robisz? - zaczęła,
powoli zbliżając się do artefaktu.
-To samo co ty... i trochę ponadto. - odpowiedział, również
podchodząc powoli do kolumienki.
-Ponadto?
-Taaa... otóż dostałem zadanie – zabrać artefakt i zabić Larę
Croft.
-Kto ci to zlecił? - bohaterkę zaczęła powoli denerwować ta
sytuacja.
-Nie twój interes. A teraz pozwolisz, że zabiorę ten artefakt i
ewentualnie daruję ci życie.
-A dałbyś radę mnie zabić?
-Co?
-Pytam, czy dałbyś radę mnie zabić?
Chłopak został trochę zbity z tropu. Co? Czy dałby radę ją
zabić?
-Zaraz możesz się przekonać... - Croft była już na tyle blisko,
że Kurtis bez problemu mógł jej przystawić lufę pistoletu do czoła. Jednak
zanim to zrobił, Croft szybko się schyliła. Chciała chwycić kamień, Trent
również. Chłopak popchnął Larę na bok i złapał artefakt. W tym momencie z góry
wpadła do świątyni linowa drabina.
-Wybacz, praca to praca. Żegnaj! - powiedział Kurtis. W jego
głosie słychać było nutkę satysfakcji.
-Myślisz, że się mnie tak łatwo pozbędziesz? - szepnęła do
siebie i wskoczyła na drabinkę. Chłopak dopiero w połowie drogi zauważył, że
panna archeolog siedzi mu na ogonie.
-Cholera! Jak baba się przyczepi, to nie ma potem spokoju. -
zdjął swoje chirugai z paska, wysunął ostrza i zaczął przecinać liny drabinki.
-Co ty wyprawiasz?
-Pozbywam się problemu.
Lara zaczęła się wspinać szybciej. Jednak kiedy Trent przeciął
pierwszą linę, Croft straciła równowagę i zawisła na drabince trzymając się jej
jedną ręką. Helikopter zaczął unosić się w górę. Dziewczyna próbowała wrócić do
poprzedniej pozycji, ale Kurt kończył już przecinać sznur. Lina długo nie
wytrzymała i Lara wraz z fragmentem drabinki zaczęła spadać w dół...
***
Odrzutowiec wylądował na sporym obszarze znajdującym się przed
również sporą rezydencją. Wyszedł z niego młody, wysoki mężczyzna – nie kto
inny jak sam pan Trent. Był wieczór. Kurtis wrócił właśnie z wykonanej misji.
Mimo to nie był zbytnio zadowolony.
W pomieszczeniu na bagaże leżała dziewczyna. Spała w najlepsze.
Dopiero po chwili zorientowała się, że samolot wylądował. Wygrzebując się z
niezbyt wygodnej podłogi odrzutowca wyszła na zewnątrz.
-Po raz kolejny linka magnetyczna uratowała mi życie. Chwała
cudom techniki.
Znajdowała się prawdopodobnie na lotnisku. Trochę dalej
zobaczyła chłopaka idącego w stronę rezydencji stojącej nieopodal. Musiała się
tam jakoś dostać. Niestety w pobliżu nie było żadnych drzew, niczego, by mogła
dotrzeć do budynku niezauważona. Postanowiła, że poczeka. Gdy Kurtis wszedł do
środka, Lara zaczęła biec w kierunku rezydencji. Po niespełna paru minutach
stała przed drzwiami wielkiego domu. Spróbowała je otworzyć – o dziwo był
otwarte. Cicho weszła do środka. Rozejrzała się – stała w długim korytarzu. Jej
uwagę przykuły uchylone drzwi, zza których dochodziły głosy. Powoli podeszła do
nich. Stanęła przy ścianie i zaczęła podsłuchiwać.
-...artefakt?
-Tak.
-A Croft? Czy udało się panu ją zlikwidować?
-Czy pani sugeruje, że nie potrafię dobrze wykonać zlecenia? -
mężczyzna wyraźnie sie zdenerwował.
Lara nasłuchiwała z zaciekawieniem. Oba głosy rozpoznawała,
jednak nie mogła skojarzyć jednego z nich.
-Przepraszam, ja nie chciałam nic sugerować... zatem wszystko
poszło zgodnie z planem, jak mniemam.
-Tak.
-Doskonale...
Croft chciała zobaczyć, z kim rozmawiał Kurtis. Ostrożnie
zaczęła iść wzdłuż ściany, potem drzwi. Wychyliła się. Zobaczyła coś, co
niemało ją zaskoczyło. Trent rozmawiał z Nadine. Lara opierając się ręką o
drzwi niechcący je trochę uchyliła. Skrzypnęły.
-Co to było?
-Zaraz sprawdzę.
Mężczyzna wyszedł na korytarz. Rozejrzał się. Nikogo nie było.
Już miał wracać, jednak usłyszał czyjś bieg. Szybko skierował się w lewo, w
kierunku, z którego dochodził hałas.
Biegnąc wyciągnął broń. Dobiegł do schodów. Na górze mignęła mu
przed oczyma smukła sylwetka.
-No tak, panna Croft... Jak taka czymś się zaciekawi, to nawet
zabić się nie da.
Kurtis zaczął się wspinać po schodach. Stanął w krótkim
korytarzu, z czterema parami drzwi.
-Zabawa w chowanego w tym wieku? Nie do pomyślenia...
Otworzył pierwsze drzwi po lewej. Trafił do znanego nam już
pokoiku z kominkiem. Rozejrzał się. Nie zauważył nic podejrzanego, jednak
zaczął chodzić po pomieszczeniu zaglądając we wszystkie zakamarki. Nagle
usłyszał skrzypnięcie podłogi. Na chwilę się zatrzymał nasłuchując. Następnie
trzaśnięcie drzwi.
-Świetnie, wyszła jak gdyby nigdy nic. - pomyślał. Nagle w
pokoju rozległ się dźwięk przekręcanego w zamku klucza. Kurtis szybko się
odwrócił i podbiegł do drzwi. Chwycił za klamkę.
-Hej... otwieraj! Cholera, otwieraj!
Lara zadowolona schodziła już po schodach. Kluczyk zostawiła w
drzwiach – Jak się zorientują, to mu otworzą.
Teraz trzeba się było stąd jakoś wydostać. Jednak najpierw
dziewczyna wróciła pod drzwi, przy których niedawno stała. Pomyślała, że może
Nadine znowu z kimś rozmawia. Wtedy Lara mogłaby się dowiedzieć czegoś więcej.
-Czy wszystko poszło zgodnie z planem?
-Tak jest panno Karel. Nasi najemnicy zdobyli 3 fragmenty
kamienia, które w posiadaniu miała panna Croft. - w pokoju rozległ sie męski
głos.
-Panno Karel?! - pomyślała Lara. - Co tu jest grane?!
Wszystko zaczęło jej się układać w jedną spójną całość. Nadine
potrzebowała Lary do pomocy przy zdobyciu wszystkich fragmentów kamienia
Nephilimów. Jednak nie, żeby go zniszczyć. Zapewne by użyć jego mocy w celach
pokroju zawładnięcia nad światem. Kolejna istotna rzecz: Karel – tak naprawdę
się nazywała. Następny puzzel do układanki. To by było logiczne. Joachim Karel
był związany ze sprawą Nephilimów, sam w końcu był jednym z nich. Ale jak oni
byli ze sobą powiązani? A ci najemnicy, wtedy, w Pradze? To byli jej najemnicy.
Tylko co oni tam robili? A w Gujanie, Grenlandii – to jej najemników tam
widziała! Natomiast na sam koniec... oczywiście! Kiedy Croft pojechała po ostatni
potrzebny artefakt, panna Karel mogła posłać swoich ludzi do Croft Manor po
pierwsze zdobyte części. A żeby Lara jej nie zawadzała w dalszych fazach planu,
postanowiła jej się pozbyć. Z marnym skutkiem. Mimo, że wszystko, a
przynajmniej większość się wyjaśniła, panna archeolog nie bardzo mogła
pozbierać myśli. Teraz, kiedy wiedziała co trzeba, jedynym jej celem była
ucieczka z tego miejsca. Nagle dziewczyna usłyszała dziwny dźwięk. Jakby ktoś
roztrzaskał drewno.
-No tak, Trent!
Bohaterka zajrzała do pokoju w celu sprawdzenia, czym są zajęte
osoby w środku. Po raz kolejny w ostatnim czasie, to co zobaczyła zaskoczyło
ją. Karel rozmawiała z Gundersonem. Nagle dziewczyna usłyszała czyjeś kroki po
schodach. Nie zważając, czy Nadine i Gunderson ją widzą, przebiegła obok
pokoju. Trzeba było szybko znaleźć jakieś wyjście. Nagle w jej słuchawce
zaczęło szumieć.
-Halo...halo, Lara?
-Zip?!
-Tak...
-Dzięki Bogu żyjesz! Słuchaj, czy mógłbyś przysłać po mnie
helikopter? Dasz radę mnie namierzyć?
-Tak...teraz przysłać ten helikopter? – głos Zipa lekko drżał.
-Natychmiast! A tak w ogóle co się stało? Czy wszyscy cali?
-T-tak...
-Dobra, opowiesz mi jak wrócę, teraz muszę się wydostać z
pewnego budynku.
-W porządku...
Croft zatrzymała się na rozwidleniu korytarzy. W lewo czy w
prawo? Skręciła w prawo. Znalazła się w kolejnym korytarzu. Było tutaj kilka
par drzwi. Nie zastanawiając się długo znowu pobiegła w prawo, a potem w lewo,
tak jak prowadziła droga. Stanęła przed drzwiami, wyglądały jak wyjściowe.
Chwyciła za klamkę i pociągnęła. Ani drgnęły.
-Cholera, zamki!
Zaczęła przekręcać, każdy po kolei. Znowu spróbowała otworzyć.
Udało się. Była na zewnątrz. Przed nią rozpościerał się piękny zielony ogród.
-Zaraz helikopter powinien być.
-Dzięki...
-A, słuchaj... właściwie to co ty robisz w Pradze?
-W Pradze? To ja jestem w Pradze? Dobrze wiedzieć.
Nagle na horyzoncie pojawił się maleńki punkcik, który zbliżał
się dość szybko, ledwo dostrzegalny na nocnym niebie. Po chwili helikopter
zawisł nad ogrodem, a z jego drzwi zleciała linowa drabina. Bohaterka wskoczyła
na nią i zaczęła sie wspinać. W połowie drogi zauważyła, że z domu wybiegł
Kurtis. Zaczęła wspinać się szybciej. Po chwili była już bezpieczna w
śmigłowcu. Spoglądając jeszcze w dół widziała, jak chłopak ją obserwuje, po czym
wchodzi z powrotem do rezydencji. Teraz nareszcie mogła pozbierać myśli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz