Czułem pod palcami tą cudowną,
przyjemną dla opuszków palców strukturę banknotów. A ich szelest
przyprawiał mnie o dreszcze. Moja pierwsza wypłata w nowym
zawodzie! Mój pies, dwa koty i rybki się ucieszą! A, no i żona z
synem też. W sumie to moja najdroższa po zobaczeniu tego pliku
zielonych papierków nagle zaczęła lubić bardzo, mocno i szybko!
Wyobrażacie sobie? Ale chwileczkę, co to ja miałem…
No tak, część tych pieniędzy na
pewno pójdzie na mojego rozwijającego się… zapomniałem, co.
Boże, zapomniałem, co miałem zrobić!
ZARAZ WPADNĘ W PANIKĘ! DAJCIE MI INHALATOR!
Już… już… mi lepiej. I już wiem,
co miałem zrobić! Przecież czeka mnie robota, mam do opowiedzenia
ciąg dalszy nabojów! To takie ekscytujące!
Jestem Nie do początku legalnym
Narratorem Tej Rzeczy tudzież Nielegalnym Narratorem Bajki, która
nią nie jest – ja to pamiętam, więc wy nie musicie!
Chwileczkę, o czym ja przed chwilą
mówiłem?
NABOJE π
Po hali rozległ się złowrogi…
tupot? Czy może ktoś krzyknął? Może zacznijmy od tego, że nasi
bohaterowie, czyli Lara i Kurtis, skończyli właśnie
naseksowywowanie się. Naseksowowy… naseksywo… Oj, wiecie, o co
mi chodzi. Nagle na ich splecione ciała, nawiasem mówiąc
wyglądające przez to bardzo nieprofesjonalnie, padł cień. Cień
złowrogi, mrożący krew w żyłach, spermę w… no więc właśnie.
Po pojawieniu się cienia rozległ się złowrogi głos. GŁOS, no
jasne! Jak mogłem zapomnieć?!
-LARO, CZYŻBY TO…
-NIE, KURT, TO NIE MOŻE BYĆ…
-Witaj, Lara.
-Nosz kurwa, nie mówcie mi, że to
znowu Natla. – odparła zlarowana Bulwersa.
-Nie, no co ty, to… eee… to…
kurde, nie znam cię. Przedstawisz się?
-Jeszcze w poprzedniej części nabojów
zachowywałeś się, jakbyś doskonale wiedział, kto przyszedł.
-Chciałem zmylić czytelników! I
zakończmy ten temat, mamy się zachowywać, jakbyśmy nie wiedzieli,
że jesteśmy bohaterami opowiadania. Mamy to w kontrakcie, a nie
chcę, żeby mi obcięli pensję.
-Jak nie przestaniesz robić z siebie
idioty, to obetnę ci coś innego.
Kurtis spojrzał na Larę wzrokiem tak
pełnym smutku i niedowierzania, że aż… ma ktoś chusteczkę?
Proszę…
-Ale Lara, jeśli mi obetniesz… to co
chciałabyś mi obciąć… co z naseksami? I… wiesz, zrobiło mi
się naprawdę przykro. Powinniśmy z tym iść do… em… tych
ludzi od związków.
-Hej, czy ktoś w ogóle pamięta, że
ja tu stoję? – odparła tajemnicza postać. Nie powinienem chyba
zdradzać, że ubrana była na czarno, i posiadała blond czuprynę
i…
-A, no tak, nasz niespodziewany gość.
Amanda! Staro wyglądasz.
-Czy witasz tak każdą byłą
przyjaciółkę?
-Nie, bo jesteś jedyną moją byłą
przyjaciółką. Jesteś w ogóle pierwszą osobą, która była na
tyle głupia – tu Larcia zrobiła minę, jakby wiedziała, o czym
mówi. Bo zazwyczaj chyba nie wie. I pokiwała paluszkiem.
Zmarszczyła czoło. Niech ona przestanie, to nieatrakcyjne, tym
bardziej w takim splocie ciał. – żeby przestać się przyjaźnić
z kimś, kto jest dziedzicem fortuny. Do dzisiaj nie mogę tego
pojąć. – tu pojawił się ironiczny śmieszek Croft. Ten, bądź
co bądź, muszę przyznać, że atrakcyjny. Nawet.
-Ale… kiedy… ty mnie zostawiłaś…
samą…
-Oj przestań, myślałam, że
bezsensowne szarpanie się z masywnymi prętami wystarczy, żeby
zachować pozory, że chciałam cię uratować… znaczy… Ja
naprawdę chciałam, nie wiem, skąd ci przyszło do głowy, że
chciałam stworzyć pozory, w ogóle przestań pierdolić i przytulmy
się na zgodę, ok.?
Po tych słowach Larcia próbowała
wypleść z siebie Kurtisa. Trochę to trwało, potrzeba było kilku
wygibasów, wyginania łokci i kolan do pozycji wklęsłej,
wyciągania członków z dziur i ogólnie zapanowało zamieszanie,
ale w końcu się pozbierali i wtedy Croft wyciągnęła ręce w
kierunku Amandy, żeby ją przytulić.
-O nie, nie! Nie będziemy się
przytulać! Nie, żebym miała coś do tego, że technicznie rzecz
biorąc jesteś naga… nie, po prostu… nadal kieruje mną Zemsta.
-O… a zapoznasz mnie?
-Co? Ach, tak, jasne… Zemsta-Lara,
Lara-Zemsta.
Nasza bohaterka podała sobie ręce z
Zemstą, po czym Zemsta coś zacharczała, zabulgotała, miało to
przypominać ludzką mowę, ale może jednak nie, po czym ściągnęła
obróżkę z szyi Amandy i oddaliła się.
-Dobra, ale tak serio, co cię tu
sprowa…
-Nie wiem, czy wiesz, ale to ja
ściągnęłam na ciebie plagę naseksów!
-Jak to?! – Lara zrobiła zszokowaną
minę, jednak szybko zobojętniała. – Serio?
-Tak, miały cię zabić! Ale jak
widać… chyba im się nie udało. W sumie to rujnuje mój plan
dnia. Według mojego planu powinnam teraz wygłaszać na głos, w
pustą przestrzeń, jaki jest mój plan… ale ty tu jesteś, więc…
-Słuchaj, a ile punktów ma ten twój
plan?
-18, a co?
-A to ciekawe… no ale nic, lepiej,
żebyś trzymała się planu, spotkałam się już z takimi, którzy
się nie trzymali, i w sumie nic ciekawego z tego nie wychodziło…
-Dobrze! A WIĘC… MÓJ PLAN TO
ZAPANOWAĆ NAD ŚWIATEM! CHCESZ WIEDZIEĆ, JAK TO ZROBIĘ?
-Szczerze mówiąc, to nie, ale jak już
musisz być taką typową głupiutką blondynką i zdradzać swojemu
wrogowi, jaki jest twój plan… to wal śmiało!
-ZAMIERZAM ZWRÓCIĆ SIĘ DO NATLI O
POMOC!
-Ale… ona nie żyje. Zginęła w TRU
Lara’s Shadow, pamiętam dokładnie. Nie żyje, prawda? Proszę,
powiedz, że nie żyje!
-Technicznie rzecz biorąc masz rację…
ale to jest opowiadanie, więc…
-Cii! Mamy udawać, że nie wiemy, że…
- zaczął Kurtis.
-A przymknij się! Nie będzie dziś
naseksów! – odwrzasnęła Lara.
-No więc ją poproszę tak czy siak.
-Dobra, spoko, masz moje
błogosławieństwo. No to pa!
-Ale…
-Chodź, Kurtisku.
-Kiedy…
-Oj, Amanda, daj spokój.
-Przecież…
I Larusia oraz Kurtiskiem wyszli nadzy
z fabryki, nawet nie pofatygowali się, żeby zabrać swoje ubrania i
wrócili do rezydencji.
W swoim domu Lara zastała dość
osobliwy widok. Nie, żeby to na niej robiło jakieś wrażenie od
ostatnich wydarzeń, ale przyjęła ten widok z pewnym zaskoczeniem.
Otóż Alister i Dosyć łatali zniszczony dywan, Zip zapierdalał
ciuchcią dookoła nich, a Winston wszystkim koordynował, co więcej,
w swoich rękawicach. Pasujących do włosów!
-O, Lara, wróciłaś! – kamerdyner
ucieszył się wielce. Wtedy coś zadzwoniło z kuchni. Niezbyt
zgrabnie lokaj pobiegł do tejże kuchni. W tym czasie Dosyć, Zip i
Alister przestali… robić to co robili i gapili się z
rozdziawionymi gębami na nagich Kurtisa i Larę.
-Dosyć.
-Tak?
-Przynieś nam coś do ubrania!
Dosyć pognał ile sił w jego
dosyciowych nóżkach. Wtedy wrócił Winston-lokajokamerdyner. W
łapkach trzymał TORT! O JACIE, TORT, JAPIERDOLĘ, ZAJEBIŚCIE,
PROSZĘ, dajcie… mi… inhalator…
-Laro, to dla ciebie!
-Dla mnie? Naprawdę?
-Tak, po tych wydarzeniach z podpalonym
dywanem uznałem, że należy ci się coś na pocieszenie.
Jednak… kiedy… zobaczyła ten tort…
mina jej zrzedła… zrzednięcie jej minła… Dobra, już jest
okej. Tort był bowiem szary.
-Z… z czego go zrobiłeś?
-Z pop-gulom-cornu!
-Aaa… to ja spasuję.
-Lara, słuchaj – zaczął Kurtis. –
Dosyć nie wraca, możesz wysmarować się tym tortem, a potem to
jakoś znaseksujemy…
Laruszka uśmiechnęła się, ale wtedy
przyszedł Dosyć. Z workami na śmieci.
-To jedyne, co dla nas znalazłeś?
-To jest…
-Czy ty jesteś kompetentnym
znajdywaczem ubrań czy nie jesteś kompetentnym znajdywaczem ubrań,
ja się pytam? – zagrzmiał Natrentny.
-Kiedy to jest…
-Nie mogę uwierzyć, że w naszym domu
przebywa ktoś, kto kompletnie nie umie…
-TO NIE DLA WAS.
-A… wybacz.
Dosyć szybciuteńko pognał do kuchni,
równie szybko stamtąd wrócił, tym razem z workami po ziemniakach.
Wręczył je naszym bohaterom, pełny dumy. Że też nie miał tej
dumy dosyć, ten nasz Dosyć.
Croft zrobiła minę, jakby pogryzła
cytrynę i pełna dezaprobaty, bez aprobaty włożyła na siebie
tenże worek. Kurtis zrobił to samo, ale o dziwo wraz z aprobatą. I
w zasadzie to z uwielbieniem. W sumie szykowne były te worki, miały
wycięcia na głowę i ręce. Dosyć – projektant, fashion, star,
star, celebrity!
-Dobra, moi mili, teraz słuchajcie!
Wszyscy, dosłownie wszyscy, Zip,
Alister, Winston, Kurtis, Dosyć, Naseksy, meble, sufit, podłoga,
nie naprawiony jeszcze dywan…
-Wespazjan, ty też słuchaj! A więc
tak: Amanda Evert, kojarzycie ją, zamierza przejąć władzę nad
światem.
-Nic nowego. – odparł Zip.
-Ty kretynie, wtedy chciała przejąć
władzę nad zaświatami. Co za nieoczytany bufon – odparł
Alister.
-O, przepraszam, że nie jestem kujonem
z nosem w książkach, który nie potrafi wyrwać laski!
-Oj tak, bo wyrywanie lasek przez
portale matrymonialne to wielka sztuka!
-Dla ciebie na pewno, podejrzewam, że
z obsługą klawiatury masz się na bakier!
-Chłopcy, chłopcy! Proszę…
-Przeczytałbym instrukcję, bo w
przeciwieństwie do niektórych, umiem czytać!
-Ej, czy to było do mnie? – zapytał
Trent.
-Nie, nie… ej, nie umiesz czytać? –
zdziwił się Fletcher.
-Co? Nie! Umiem, skąd ci przyszło do
głowy, że nie… - Kurt zaśmiał się nerwowo.
-SŁUCHAJCIE, MĘSKIE KURWY. ALBO
ZAMKNIECIE TE JADACZKI WIELKOŚCI NIE POWIEM CZEGO, ALBO WAS
WSZYSTKICH POROZSTRZELAM JAK… jak męskie kurwy.
-Nie wtrącaj się, Lara!
-Właśnie!
-Dobra, to wy się kłóćcie, a ja
będę mówiła sama do siebie. Świetnie. Więc Amanda zamierza
przejąć władzę nad światem, wiem gdzie się wybiera i ja
zamierzam tam wyruszyć i liczę, że zabierzecie się ze mną.
Zapadło wymowne milczenie. Aż można
było słyszeć bicie serca każdego z bohaterów. Trochę…
przerażające.
Nagle lokajokamerdyner zaczął płakać.
Niemiłosiernie płakać. Łzy lały się strumieniami, wodospadami,
po pierwszej minucie podłoga pokryta była centymetrową warstwą
wody.
-Nie…możesz…nam…tego…zrobić…
-Ale Winston, ja was nie zostawię!
Zabieram was!
-MILCZ, DZIWKO! NIE O TO CHODZI.
Wszystkie naboje jak dotąd działy się w rezydencji. Zawsze tak
było i zawsze tak będzie! Nie możemy sobie nagle gdzieś wyjechać.
-O w Larę, dlaczego wszyscy zdają się
zapominać, że nie możemy wspominać, że nie wiemy, że jesteśmy
bohaterami opo…
-$%#@&*%%, Trent! NIKOGO TO NIE
OBCHODZI! PRZYMKNIJ SIĘ, Z ŁASKI SWOJEJ! I ZEJDŹ MI Z OCZU!
WSZYSCY ZEJDŹCIE MI Z OCZU! KURWA, JAK NIE CHCECIE TO WYJADĘ SAMA,
ŁASKI BEZ! ALE JAK ZASTANĘ PO POWROCIE CHAMSKI ROZPIERDOL MOJEGO
DOMU, TO SAMA WAM ZROBIĘ TAKI ROZPIERDOL, ŻE BĘDZIECIE MUSIELI
JEŚĆ PRZEZ SŁOMKĘ!
-A nie przez naboje?
Laruszka wzięła głęboki wdech, była
już cała czerwona na twarzy… wręcz przechodziła w karmazyn czy
jakiś burgund. Wyszła z rezydencji bez słowa. Z workiem po
ziemniakach na sobie, bez żadnych pistoletów, ekwipunku, nic.
Zostawiła swój dom na pastwę Zipa, Alistera, Kurtisa, Winstona i
Dosyć… a nie, Dosyć się ulotnił.
-Znowu to samo. – Winston zaczął
się zamartwiać. – Błagam, bez żadnych tynkośnieżyc, chowania
się w kabinie prysznicowej, ciągnięcia nabojów. Jesteśmy dorośli
i możemy… - odwrócił się tyłem do drzwi wejściowych. Wszystko
było pokryte tynkiem, po podłodze walały się naboje, część
była zasypana pop-golum-cornem, a na środku stała wyrwana z
łazienki kabina prysznicowa, w której siedzieli Kurtis, Alister i
Zip, z zażenowanymi minami. Winston zrobił double-facepalma swoimi
rękawicami, wziął tort, który o dziwo leżał nienaruszony na
podłodze i pierdolnął nim sobie w twarz.
W tym samym czasie… a, nie.
Wybaczcie. Bardzo bym chciał narracjować, co w tym czasie robiła
Lara, ale nie mogę. Wybaczcie. Winston sam powiedział, naboje
dzieją się tylko w rezydencji Croftów. Więc może, skoro lokaj
będzie zajmował się sprzątaniem, a trochę to potrwa, to opowiem
wam anegdotę o… chwileczkę, coś się dzieje. COŚ SIĘ DZIEJE!
Ludzie, do budynku wparowali najemnicy! BOŻE, ZACZĘLI STRZELAĆ!
JEZU, NIECH KTOŚ TO OPISUJE, BOŻE, BOŻE! A, no tak!
Więc kiedy Winston wziął się za
sprzątanie, dom zaatakowała armia najemników. Z pełnym
wyposażeniem, mam oczywiście na myśli broń, wpadali dosłownie
wszystkim otworami. Tj. oknami, drzwiami. Ja wiem, uwielbiacie te
subtelne, bądź mniej, podteksty seksualne! W każdym razie, na ten
widok Alister, Zip i Kurt wypadli z kabiny i wszyscy, wraz z
Winstonem, przytulili się, wrzeszcząc jak grupa panienek w opresji.
No bo w sumie w takiej byli sytuacji. Fakt, że od ostatniego
incydentu z sufitem Lara trzymała magazyn z bronią zamknięty na
kłódkę z szyfrem, nieco skomplikował naszym bohaterem wyjście z
tej sytuacji.
-ROZDZIELAMY SIĘ!
I każdy pognał w inną stronę.
Winston ruszył w stronę kuchni. Tam sięgnął po wszystkie noże,
szpachelki, łyżki, przyprawy, rondle, patelnie, co miał pod ręką,
zaczął wykonywać pseudokarate wygibasy, z dziwnymi dźwiękami
„uuuuu, iaaaaaa, HYIA!” i zaczął bez ładu i składu okładać
najemników wcześniej zgarniętymi przedmiotami.
Zip został w salonie, gdzie bił się
kabiną prysznicową. Jakby dziwnie to nie brzmiało, to właśnie
tak było! Co więcej, okazała się być bronią masowego rażenia,
z wieloma funkcjami, tu kilku można było przygnieść jej ciężarem,
tam innych powalić strumieniem gorącej wody. Nie, żeby owa kabina
po wyrwaniu jej ze ściany nie miała już dostępu do wody, ale kto
by zwracał uwagę na takie szczegóły?
Alister pobiegł czym prędzej, czym
szybciej, czym bardziej zapierdalał po prostu do biblioteki. Tam
wspiął się po półkach i zaczął zwalać książki na
nieprzyjaciół. Lawina z papieru i twardych okładek powaliła
nieproszonych gości, zgniatała ich, zmiażdżyła, potem Al
zeskoczył na dół i puścił w ruch globus i generalnie akcja była
niesamowita i chyba znowu potrzebuję inhalatora…
Powinienem do mojej wypłaty dostawać
rentę. Czy coś. Zapomniałem, o czym to ja?
No, i został jeszcze Kurt. Ten pobiegł
do sypialni. Co było chyba największym głupstwem jego życia. Jak
można uciec przed najemnikami do pomieszczenia, gdzie praktycznie
wszystko jest MIĘKKIE I PUCHATE? A jeśli nie jest, to szkoda to
niszczyć, bo to drogie drewno i Lara byłaby wkurzona i zrobiłaby
taką awanturę, że byłoby to gorsze od tej całej chordy gości w
śmiesznych kombinezonach. Tak więc Trent bronił się poduszkami,
prześcieradłem, kołdrą, baldachimem, fotelami z miękkim obiciem.
I o dziwo, nie powstrzymało to armii napakowanych gości. Kurt
wskoczył na łóżko, został otoczony, każdy pojedynczy najemnik
miał go w tym momencie na celowniku. Brunet krzyknął niczym
10-letnia dziewuszka w opałach, po czym spojrzał w górę. W
myślach pobłogosławił cudowne łóżko Larci, podskoczył w górę,
opadł na materac, odbił się i w slow motion przeleciał przez
pozostawiony przez Laruszkę otwór w suficie, za nim rozległy się
strzały. Co za akcja! CO ZA EMOCJE! TE WYBUCHY! TE POŚCIGI! A…
nie ma tu pościgów? A, to przepraszam.
Za to przestał sobie radzić Alister.
Został otoczony przez najemników, górę książek, rozbryzgane
mózgi martwych najemników i generalnie przyparty do okna wpadł w
panikę. Nagle, znowu w slow mo, z zajefajnymi efektami
pirotechnicznymi, specjalnymi, przeciętnymi, poniżej przeciętnej,
szyba pękła, małe kawałeczki szkła rozbryzgały się w
przestrzeń, a do środka wpadła…
TAK!
TO WŁAŚNIE ONA!
NIESAMOWITA!
NIEPOWTARZALNA!
TO… nie, to nie Lara.
Klonówa wylądowała na stole, zrobiła
jakiś dziwny wygibas ręką i wszystkich najemników w bibliotece
powaliła niebieska fala uderzeniowa. Tak, czytelnicy! NIEBIESKA!
Alister wziął kilka głębokich oddechów. Doppel odwróciła się
w jego stronę, wymachując (oj, chyba nie chcemy do tego wracać…)
swoim czerwonym warkoczem i spojrzała swym głębokim, żółtym
wzrokiem na okularnika. Okulary oczywiście mu się przekrzywiły.
Dziewczę podeszło do niego, poprawiło owe okulary…
-Nawet nie wiesz, jak tęskni… -
położyła palec na jego ustach, po czym… o Boże, nie mogę
patrzeć. To za wstydliwe. Co? O co wam chodzi? Nie będę wam
relacjonował takich intymnych scen, dajcie spokój! Nie! Ani mi się
waż rzucić tym pomidorem! Nie! Odstaw to jajko! AAA! No już dobra…
Po czym pocałowała go w te usta.
Objęła go rękoma wokół torsu, chyba trochę za mocno. Mocno za
mocno.
-Au… moje żebra… wbijają mi się…
w… w jelita…
Klonówa natychmiast puściła
Fletchera, na jej twarzy namalowała się czarna rozpacz, oj rozpacz
to była czarna, a może żółta, ale na pewno rozpacz i było jej
przykro, że za silna dla swojego chłopaka… jest.
-To nic, to nic… może przejdźmy do…
naseksów.
W czasie tej niesłychanej wojny na
teren posesji Lary wróciła… Lara! Z Amandą!
-I wtedy… HIK!... moja droooga
Amandźju… HIK!... my z Kurtisem na naseksy żeśmy… HIK!...
poszli!
-Oj lajalajlaj… oj dupy daaaj…
-Amandźju, co ty śpiewasz… o…
Kuuurtis!
Istotnie, Kurt leżał na ziemi przed
rezydencją, skoro wyskoczył przez dziurę w suficie, to musiał
gdzieś wylądować… wstał, otrzepał się z piasku.
-Lara… jesteście wstawione?
-NIE! HIK! MOŻE! HIK! No pewnie!
-Ale Lara… to nie to opowiadanie.
-Kur… Kurw… Kurwis… ile razy HIK
mam ci HIK powtarzać HIK, że nikogo nie obchodzi… HIK! Że obetną
nam penisy…
-Pensje.
-Właśnie. Nie, Amandźju?
-Kiedy miałam lat piętnaście…
piętnaśdziesiąt… HIK!
I wtedy Amanda osunęła się na
ziemię. Zsunęła się z Lary. Bezwładnie. Wykończona. Jakby
przeżyła najlepszy orgazm w swoim… ale moment, że niby z Larą?
Kurtis wziął Laruszkę pod ramię i
zaprowadził ją do rezydencji. Weszli do środka, a tam…
Nie widać było podłogi. No jak matkę
kocham, nie widać było podłogi, cała była pokryta najemnikami.
Żywymi. Ale tymi martwymi też. Na ścianach rozbryzgane mózgi,
serca, ślady jelit, nerki… Ogólną wrzawę na chwilę przerwał
donośny krzyk „OCH, ALLELUJA!” z biblioteki. Kurt obserwował
Larę, która postawiła kilka chwiejnych kroków i krzyknęła.
-Słu… HIK! Słuchajta mnie! HIK!
Gdzie… gdzie jest rum? HIK! DLACZEGO NIE MA RUMU?!
I to chyba koniec.
Dobrze, dobrze, droczę się z wami.
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz