-Lara… Lara! Halo… ziemia do Lary! Wszystko w porządku? Co
jest takiego ciekawego w kuflu piwa, że się w nie tak wpatrujesz?
Wieczór. Były w barze. By pogadać, poplotkować, wyżalić
się sobie nawzajem. Croft jednak nie była zbyt rozmowna. Wpatrywała się martwo
w złoty napój.
-To jest żałosne… - odezwała się w końcu cicho.
-Co jest żałosne? Lara, nie poznaję cię. Gdzie ta ambitna,
żywa, energiczna dziewczyna, z którą się przyjaźnię?
-Sama nie wiem… moje życie nie ma sensu. Od roku siedzę w
domu i praktycznie nic nie robię. Nigdzie nie wyjeżdżam…
-I właśnie to mnie martwi! Kobieto, zmarnowałaś 12 miesięcy swojego
życia! Czy to cię nie przeraża? Powinnaś się jakoś rozerwać. Lara, którą znam,
nie siedziałaby tu, a przemierzała kolejne świątynie w poszukiwaniu cennych
artefaktów.
-Widocznie nie jestem już tą Larą, którą znasz.
-Nawet tak nie mów. Korzystaj z życia. Carpe diem,
kochana. Teraz masz okazję. To miejsce roi się od przystojnych mężczyzn, którzy
tylko czekają…
-Teraz to ja ciebie nie poznaję. Ty namawiająca mnie do
podrywu? A poza tym… jestem na to za stara.
-Jeszcze czterdziestki nie dobiłaś i mówisz, że jesteś za
stara? Nie marudź. Patrz… widzisz tamtego faceta? Chyba wpadłaś mu w oko. –
Lara mimowolnie spojrzała w kierunku, który wskazała jej Sara. Stał tam całkiem
przystojny mężczyzna. Czarne, niesfornie układające się włosy, opalona cera.
-Wygląda na Włocha… - dodała Pezzini.
-I na zbyt młodego dla mnie. – Croft wciąż go obserwowała.
Ten, widząc to, uśmiechnął się do niej. Odwzajemniła uśmiech, lecz był to
uśmiech wymuszony. Szybko odwróciła głowę.
-Czuję się jak idiotka. – wyszeptała do przyjaciółki.
-Nie wygłupiaj się. Zagadaj do niego…
Siedziała przy stoliku. Tym samym
co przystojny czarnowłosy. Rozmawiali w najlepsze. O wszystkim.
Flirt?
-Bardzo miło mi się z tobą rozmawia, Signorina.
-Cóż, to mój wrodzony urok osobisty. – odpowiedziała. Mimo
złego humoru, starała się być uprzejma. Całkiem nieźle jej to wychodziło.
-Signorina, prawie bym zapomniał o
mych dobrych manierach. Ale to przez tą pogawędkę. Nie przedstawiłem się.
Signore Fabio Chiave. – dziewczyna szybko uścisnęła mu rękę. Żadnego całowania
w dłoń. Nie ten typ kobiety.
Zamyśliła się. Jego nazwisko
dzwoniło jej w uszach. Chiave. Gdzieś już je słyszała. Bądź czytała. Z
chaotycznych myśli wyrwały ją kolejne słowa mężczyzny.
-Czy mógłbym poznać twoje imię,
Signorina?
-Co? … ahh, tak, tak… - Croft
przez chwilę nie wiedziała co powiedzieć. Z jakiegoś powodu wolała zachować
bezpieczeństwo. – Amelia. Amelia Hay.
-Amelia. Piękne imię. Dla równie
pięknej kobiety. – ona jednak już nie słuchała. Nie miała czasu dalej tu
siedzieć. Coś się jej nie zgadzało. To nazwisko.
-Przepraszam… ale muszę już iść.
-Coś się stało, Signorina?
-Nie, tylko… jest już dość późno –
skłamała. – Naprawdę, przepraszam.
Wstała, odwróciła się i
pomaszerowała do drzwi. Zauważyła to Pezzini.
-Psst! Lara! – Sara szybko
podbiegła do przyjaciółki.
-Nie tak głośno! – wycedziła przez
zęby.
-Czemu idziesz? Co się stało? –
powiedziała, tym razem ciszej.
-Nie mam teraz czasu. Muszę coś
sprawdzić. To ważne. W razie czego – przedstawiłam mu się jako Amelia Hay. Nie
pytaj, dlaczego. Po prostu zapamiętaj. I na miłość boską, następnym razem nie
wołaj mnie po imieniu tak głośno! – Croft wyszła, zostawiając towarzyszkę,
która po tej krótkiej przemowie nie zdążyła nic odpowiedzieć.
Lara wybiegła z baru. Miała
szczęście, ponieważ pod budynkiem stała taksówka. Wsiadła do samochodu i podała
kierowcy miejsce, do którego ma ją zawieść. Po niedługiej jeździe auto
zatrzymało się pod bramą Croft Manor. Dziewczyna wyjęła z kieszeni kurtki
portfel i zapłaciła kierowcy, po czym wysiadła. Z kieszeni spodni wyciągnęła
kluczyk. Otworzyła kłódkę. Przeszła przez bramę, z powrotem ją zamknęła.
Pobiegła do drzwi rezydencji. Wyjęła kolejny kluczyk, włożyła go do zamka i
przekręciła. Wkroczyła do środka
-Witam panienko Croft. Jak się
udała wycieczka do pubu? – Winston momentalnie zjawił się przed Larą.
-Nie teraz. – rzuciła krótko.
Podała Winstonowi kluczyk i podbiegła do telefonu. Lokaj nie odpowiedział. Znał
Larę. Wiedział, kiedy nie jest czas na pytania. Podszedł do drzwi, które wciąż były
otwarte. Zamknął je, na klucz, który potem odłożył na stolik przed kominkiem.
Usiadł na kanapie i czekał.
-Odbierz, kretynie… - wyszeptała.
Musiała jak najszybciej się dowiedzieć.
-Halo… - w słuchawce rozległ się
senny głos.
-Zip!
-Mamusiu, nie krzycz.
-Zip, nie śpij!
-C... co? Lara, czemu dzwonisz o
tej porze? Jest po 23:00. Noc. W nocy ludzie śpią.
-Nie wszyscy. Słuchaj, Zip, teraz
się skup… skupiłeś się?
-Jak możesz wymagać od dopiero co…
-Rób, co mówię!
-Dobra, jestem skupiony. Mów, o co
chodzi. Mam nadzieję, że coś ważnego.
-Czy mówi ci coś nazwisko Fabio
Chiave?
-Mówi mi, że jest powodem, dla
którego wyrwałaś mnie z pięknego snu.
-Zip, gdyby to nie było ważne, to
po co bym teraz dzwoniła? Więc?
-Mogłabyś powtórzyć?
-Fabio Chiave.
-Czekaj, chyba kojarzę. Sekundkę.
– przez słuchawkę dało się słyszeć szelesty papierów.
-Zip! A nie mógłbyś skorzystać z
komputera?! Zip! Cholera, jakby nie mógł trzymać słuchawki przy uchu.
-Już jestem.
-I co?
-Co „co?”?
-Zip, nie czas na gierki! Mów, i
to już!
-Więc, w jednej gazecie o nazwie…
-Streszczaj się!
-Matko, nawet pożartować nie
można. Nie wiesz, że to mnie rozluźnia, poprawia humor, wydajność pracy…
-Czytaj artykuł!
-Więc, w jednej gazecie jest artykuł
napisany małym druczkiem, pt. „Klucz z muzeum sprzedany”. Piszą o tym, że
niejaki Fabio Chiave kupił zabytkowy klucz pochodzący z Khajuraho, w Indiach…
-Stop. Kupił? Oni mu sprzedali? Oszaleli?!
-Ale za jaką sumę!
10 000 000 £…
-Taki klucz jest bezcenny. Nie
powinno się go sprzedawać. W ogóle co to za pomysł!
-Lara, nie rozwódź się teraz nad
tym, jakie to haniebne. Teraz nie pora na to.
-W porządku. Ale teraz pytanie –
po co mu ten klucz?
-Mnie nie pytaj. Jestem
pół-przytomny.
-Wiesz, Zip… coś czuję, że wraz z
Alisterem wracacie do pracy.
-Co? Hej, zwolnij księżniczko!
-To nie jest sprawa, którą można
sobie ot tak po prostu ominąć. Jutro, o 9, u mnie. W międzyczasie zadzwoń do Alistera. A
teraz idź spać. Masz mi tryskać energią, jak się spotkamy! I nie nazywaj mnie
księżniczką.
-Ale…
-Żadnych ale. Koniec urlopu. A teraz wracaj do łóżka.
-Dobra, dobra…
-A, i jeszcze jedno pytanie, tak z czystej ciekawości – co
ci się śniło?
-Cóż… noc. Jacuzzi, ja i…
-Dobra, stop. Nie chcę wiedzieć. Dobranoc. Wyśpij się.
-Na razie.
Croft odłożyła słuchawkę. Odwróciła się na pięcie.
Zobaczyła, że staruszek ją obserwuje. Podeszła spokojnie do fotela stojącego
najbliżej i usiadła.
-Masz jakieś pytania, Winston?
-Panno Croft… co się stało? Kim jest Fabio Chiave? Co…
-To trochę dziwna historia. Może jutro ci to wytłumaczę.
Najważniejsze, że – można tak powiedzieć – wracam do „pracy”.
-Znaczy, że szykuje się kolejna przygoda?
-Tak. – na twarzy pani archeolog wyraźnie malował się
uśmiech. Po roku bezczynności powraca. Po roku wzdychań. Depresji.
Przygnębienia. Nareszcie zapomni. Choć na chwilę. Zostanie wyrwana z szarej
rzeczywistości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz