Czarnoskóry
szedł właśnie w stronę swojego ulubionego miejsca – pracowni. I standartowo – z
kubkiem kawy w ręku. Uwielbiał budzić się każdego ranka, w ciepłym i wygodnym
łóżku, w jednym z wielu pokoi ogromnej rezydencji panny Croft. Potem wstawać,
na poranną toaletę, by następnie wstąpić do kuchni, gdzie Winston parzył
pobudzający napój. Po uzbrojeniu się w jedną filiżankę kawy maszerował do
pracowni, gdzie cały dzień mógł siedzieć przy komputerach. A dodatkową atrakcją
była pomoc przy misjach, jakie wykonywała pani domu.
I tak jak
każdego dnia, tak i teraz siedział przed monitorem, popijając co chwila łyk
pobudzającego płynu. I wtedy też pojawiła się Lara.
-Hej
Lara. Co nowego?
-Znam już
nowy cel podróży. – przez chwilę Zip zawiesił wzrok na dziewczynie, w tym samym
czasie trzymając kubek przy wargach. Po chwili upił łyk, odstawił filiżankę.
-Nie
wiem, czy mam odpowiedzieć „tak szybko?” czy „tak wolno?”.
-A jakie
to ma znaczenie w mojej kolejnej, cudownej misji?
-Niby
żadne…
-No
właśnie.
-Więc co,
przybyłaś, żeby mi powiedzieć, że wiesz, gdzie jest kolejny punkt do którego
masz się udać?
-Właśnie
o to chodzi, że nie rozgryzłam tego do końca. Musisz pomóc mi ustalić, dokąd
dokładnie mam zmierzać.
-Ok.
Jakieś szczegóły?
-Moskwa.
W modlitewniku była substancja żrąca, o zielonym odcieniu, fosforyzująca.
-Daj mi
dosłownie kilka minut, ok.? – dziewczyna kiwnęła głową. W czasie, kiedy jej
przyjaciel szukał dla niej informacji, ona wybrała się do kuchni, na śniadanie.
***
-Stara
składownia odpadów radioaktywnych?
-Dokładnie.
A w dodatku niedaleko lotniska, na którym się znajdziesz po podróży samolotem.
-Mam
rozumieć, że załatwiłeś mi już bilety? – chłopak nie odpowiedział. Odwrócił
monitor by wskazać Croftównie, że kupno zostało dokonane.
***
Padał
śnieg. Stary budynek, jak reszta okolicy, był przykryty cienką warstwą białego
puchu.
-Nie
penetruj całej składowni, zajmij się raczej małymi pomieszczeniami, biurami… -
zaczął Zip.
-Ja bym
się najpierw zajęła tym, by się tam dostać. – odpowiedziała Croft. Przy budynku
kręciło się paru mężczyzn. Uzbrojonych. – to dziwne, że pilnują opuszczonej,
starej składowni odpadów radioaktywnych.
-Nie
ważne, zabaw się z nimi w podchody i już! – zakończył czarnoskóry. Na szczęście
w pobliżu budynku stało sporo skrzyń, za którymi Lara mogła się schować.
Dziewczyna kucnęła za jednym z pudeł. Do miejsca, gdzie spacerowali
ochroniarze, podrzuciła granat. Po nagłym wybuchu martwe ciała dwóch osiłków
leżały na śniegu. Dziewczyna trzymając pistolety w pogotowiu wyszła zza skrzyni
i rozejrzała się.
-Nikogo
więcej. – podeszła do wielkich, metalowych drzwi. Pociągnęła za klamkę i z
lekkim oporem otworzyła bramę. Wsunęła się przez szparę do środka.
Główny
hol. Na ziemi leżało parę starych, metalowych kubłów, każdy z symbolem
oznaczającym substancję promieniotwórczą. Naprzeciwko znajdowało się troje
drzwi. Na każdych widniał napis.
-Sektor
A, sektor B i sektor C… - dziewczyna podeszła bliżej. Pod nazwami sektorów
znajdowały się tabliczki.
-Sektor
A: ma… ma… - napis był częściowo zamazany. Panna archeolog przetarła go ręką. –
Maszyny. Sektor B… magazyn. I sektor C… ga… i… ety… - ta tabliczka również była
brudna. Croft potarła ją. – Gabinety. To musiała być kiedyś jakaś mała fabryka.
Zapewne potem upadła za sprawą większych, popularniejszych firm. Zrobili z niej
składownię odpadów radioaktywnych… ale widocznie ich ilość musiała się
zmniejszyć, więc składownię zamknięto. Bądź znalazły się większe placówki na
przetrzymywanie odpadów.
-Uwielbiam
twój tok myślenia. Ale teraz mi powiedz – gdzie najpierw zamierzasz się udać?
-Tak jak
radziłeś: na początek spenetruję biura. – próbowała otworzyć drzwi sektora C.
Ani drgnęły. Już miała je kopnąć, ale czarnoskóry się odezwał:
-Hej,
hej! Zwolnij! To są przecież metalowe drzwi, nie wyważysz ich!
-No to co mam robić?
-Czy mają
dziurkę od klucza?
-No mają.
-To
poszukaj klucza. Sprawdź sektory A i B.
-A skąd
wziąłby się klucz w sektorze maszyn bądź magazynów?
-Nie
zastanawiaj się nad sensem mojego pomysłu tylko działaj. – odparł Zip obrażonym
głosem.
Najpierw
sprawdziła drzwi prowadzące do maszyn. Zamknięte.
-Jak ten
sektor będzie zamknięty, to… - jednak kiedy pchnęła drzwi, te otworzyły się. Za
nimi był niedługi korytarz, prowadzący do hali.
W
pomieszczeniu znajdowało się dużo drewnianych skrzyń i kartonowych pudeł
poukładanych na sobie. Oraz kilka metalowych kubłów.
-I ty
twierdzisz, że tu będzie klucz?
-W twoich
przygodach wszystko jest możliwe, Lara. Być może będziesz musiała zdobyć klucz
do sektora B, by zdobyć klucz do sektora C…
-Mam
lepszy pomysł. – na twarzy dziewczyny pojawił się cwaniacki uśmiech. Podeszła
do jednej ze ścian. Nad nią znajdowała się kratka. Od szybu wentylacyjnego.
-No tak,
najlepiej iść na łatwiznę.
-Nie idę
na łatwiznę. Ja dbam o losy świata.
-Taaa…
Croft
cofnęła się parę kroków i rzuciła linkę w kierunku kratki. Pociągnęła.
Następnie przysunęła jedną ze skrzyń pod ścianę. Wskoczyła na nią po czym
weszła do szybu.
-Nie ma
nic lepszego, niż czołganie się po metalowych, wąskich, niskich tunelach… -
stwierdził czarnoskóry ironicznie.
-Skąd
możesz wiedzieć?
-Bo
widzę.
Przeczołganie
się do sektora C nie zajęło jej wiele czasu, na szczęście szyb nie był
skomplikowanie skonstruowany. Dziewczyna kucnęła przed kratką, do której
dotarła. Pchnęła ją, po czym odwróciła się tyłem i powoli zeszła na dół.
Znajdowała się w korytarzu.
-Czy nie
masz deja vu? Znowu korytarz i drzwi do gabinetów.
-Nie.
Tamten korytarz był większy. Drzwi było więcej. A tu tych biur jest zaledwie
kilka. I chyba wiem od którego zacznę… - Croft chwyciła za klamkę od drzwi, na
których wisiała trochę zabrudzona tabliczka „Kierownik naczelny”. Były otwarte.
Croft weszła do środka i rozejrzała się. Brudne szyby okien nie pozwalały w
pełni oświetlać światłu zewnętrznemu tego miejsca. Lara zauważyła przy drzwiach
włącznik. Nacisnęła go. Lampa wisząca na suficie zamigotała po czym rozjaśniła
cały gabinet.
-Widzisz
coś podejrzanego? – zapytał chłopak.
-Raczej
nie… biurko, krzesło, komputer… jakieś szuflady… parę porozrzucanych
dokumentów… dużo kurzu… chwila… a to co? – dziewczyna zauważyła naprzeciwko
biurka, na ścianie, obraz przedstawiający pewien napis. Panna archeolog
ściągnęła go ze ściany i przetarła ręką.
-Wiesz,
co to może być?
-Myślę,
że to jest to, czego szukam.
-Jak to?
-Tylko
spójrz: stare, podniszczone, do tego napisane w niezrozumiałym języku.
-Skąd ta
pewność?
-A
widzisz tu coś innego, co tak samo rzuca się w oczy? – Croft rozejrzała się po
pomieszczeniu. Potrzebowała czegoś do rozbicia szybki obrazu. Jednak nie
zauważając niczego takiego, wyciągnęła z kabury pistolet i uderzyła nim o
szkło, które natychmiast roztrzaskało się na kawałki. – Dam to do sprawdzenia
Alisterowi. – wyjęła z ramy kartkę i delikatnie zwinęła w rulon. Schowała do
swojego plecaka. – Wracam do Surrey. Najbliższy lot?
-Już
sprawdzam… - Croft usłyszała stukanie klawiatury, a po chwili głos swojego
przyjaciela. – najbliższy o 16.
-W takim
razie urządzę sobie mały spacer po Moskwie. – już miała wychodzić z
pomieszczenia, kiedy jej uwagę przykuł jeden z dokumentów walających się po
podłodze. –Natla Technologies? – Lara zaczęła wertować inne kartki. Na każdej,
w prawym dolnym rogu widniała ta nazwa. – Czy to znaczy, że to była kiedyś
jedna z siedzib tej korporacji? - nagle usłyszała cichy stukot. Odwróciła się.
Na ziemi leżał mały, zielony przedmiot.
-Cholera!
– Croft pobiegła przed siebie i robiąc fikołek do przodu w samą porę uniknęła
bliskiego spotkania z wybuchem granatu. Drzwi korytarza, wcześniej zamknięte,
teraz były otwarte na oścież. Dziewczyna wyciągnęła pistolety z kabury i
szybkim krokiem weszła do hali.
-Nikogo
nie… - jednak nie dokończyła. Musiała zrobić szybki unik, zaczęli do niej
strzelać. Skierowała się w stronę atakujących. Było ich trzech. Dziewczyna
szybko przesłała mężczyznom porcję pocisków z beretty. Na tyle celnych, że
jeden z nich padł martwy, zalewając się krwią. Pozostałych dwóch strzelało do
Croftówny z karabinów, jeden rzucał w jej kierunku granatami. Dziewczyna także
rzuciła jeden. Jej niesamowita celność nie pozwoliła im uniknąć „bombowej”
śmierci. Lara schowała pistolety do kabur.
-No, tego
trzeba mi było. Mała rozrywka po wykonanej misji nigdy nie zaszkodzi.
-Wiesz,
przerażasz mnie…
-Zip, ja
się tylko bronię.
-Po raz
pierwszy stwierdzam, że pozostawię to bez komentarza. – dziewczyna wzruszyła
ramionami po czym wybiegła z hali na zewnątrz.
***
-Przerażasz mnie! – wykrzyczał czarnoskóry, kiedy tylko
Lara weszła do rezydencji.
-Czy to nie jest jedna z moich zalet? – spytała z
przekąsem.
-Możliwe… nie… nie, nie, nie!
-Daj już spokój, tyle razy polała się krew z mojej winy.
-No… ale… dobra, wygrałaś. I co, teraz idziesz do naszego
kujona wręczyć mu swoje znalezisko?
-Tak. Widzę, że z Alisterem wprost się uwielbiacie.
-Aż tak widać?
-Zachowujecie się jak dzieci. Nie. Ty się zachowujesz jak
dziecko.
-A czy to źle? Przecież za to mnie lubicie. – uśmiechnął
się szeroko.
-Tak, i za twoje komentarze.
-Ubarwiające życie! – podkreślił. Lara pokręciła z
niedowierzaniem głową po czym wdrapała się na górę i powędrowała do biblioteki.
-Alister!
-Lara, jak miło, ostatnio widujemy się coraz częściej. Co
znalazłaś? – dziewczyna wyciągnęła z plecaczka zrolowaną kartkę papieru.
Rozwinęła ją i wręczyła Fletcherowi.
-Rozszyfrujesz to dla mnie?
-Brzmi jak robota sprzed roku… szkoda, że to tylko jedna
kartka. Odszyfrowywanie tamtego pamiętnika…
-To było i już nie wróci. Przynajmniej tak mi się wydaje.
No, w każdym razie rozumiem, że będziesz w stanie to zrobić?
-Tak, jak dasz mi czas…
-Masz go dużo. Mi zostało jeszcze parę wskazówek do
rozwiązania.
-Myślę, że się wyrobię.
-Ok, to na razie.
Wyszła z biblioteki i udała się do sypialni. Musiała wziąć
gorącą kąpiel.
Wieczór. Była ubrana w piżamę, gotowa do spania. Mimo
zmęczenia uznała, że otworzy kolejny młynek.
-Był już żółty i czerwony, teraz pomarańczowy… - chwyciła
za niewielki przedmiot. Przeczytała napis na wieczku. – Łakomstwo. – otworzyła
modlitewnik. Tym razem w środku nie było żadnej substancji. Był kawałek
pozornie bezkształtnego metalu. Jednak kiedy wyjęła niewielki przedmiot z
młynka, okazało się że jest to koło z pięcioma ostrzami. Dziewczyna lekko
zdziwiona przyjrzała się małemu blaszakowi.
-Przypominasz mi replikę mojej ulubionej broni… urocze. –
nagle ostrze drgnęło. Panna archeolog wypuściła je, by mogło zatoczyć pętlę po
pokoju. Następnie wróciło do nowej właścicielki.
-Wiele tym nie zdziałam. Ale teraz wiem, gdzie powinnam
się udać…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz