Rozdział 5. - "Zip, ja się tylko bronię."

Czarnoskóry szedł właśnie w stronę swojego ulubionego miejsca – pracowni. I standartowo – z kubkiem kawy w ręku. Uwielbiał budzić się każdego ranka, w ciepłym i wygodnym łóżku, w jednym z wielu pokoi ogromnej rezydencji panny Croft. Potem wstawać, na poranną toaletę, by następnie wstąpić do kuchni, gdzie Winston parzył pobudzający napój. Po uzbrojeniu się w jedną filiżankę kawy maszerował do pracowni, gdzie cały dzień mógł siedzieć przy komputerach. A dodatkową atrakcją była pomoc przy misjach, jakie wykonywała pani domu.
I tak jak każdego dnia, tak i teraz siedział przed monitorem, popijając co chwila łyk pobudzającego płynu. I wtedy też pojawiła się Lara.
-Hej Lara. Co nowego?
-Znam już nowy cel podróży. – przez chwilę Zip zawiesił wzrok na dziewczynie, w tym samym czasie trzymając kubek przy wargach. Po chwili upił łyk, odstawił filiżankę.
-Nie wiem, czy mam odpowiedzieć „tak szybko?” czy „tak wolno?”.
-A jakie to ma znaczenie w mojej kolejnej, cudownej misji?
-Niby żadne…
-No właśnie.
-Więc co, przybyłaś, żeby mi powiedzieć, że wiesz, gdzie jest kolejny punkt do którego masz się udać?
-Właśnie o to chodzi, że nie rozgryzłam tego do końca. Musisz pomóc mi ustalić, dokąd dokładnie mam zmierzać.
-Ok. Jakieś szczegóły?
-Moskwa. W modlitewniku była substancja żrąca, o zielonym odcieniu, fosforyzująca.
-Daj mi dosłownie kilka minut, ok.? – dziewczyna kiwnęła głową. W czasie, kiedy jej przyjaciel szukał dla niej informacji, ona wybrała się do kuchni, na śniadanie.

***

-Stara składownia odpadów radioaktywnych?
-Dokładnie. A w dodatku niedaleko lotniska, na którym się znajdziesz po podróży samolotem.
-Mam rozumieć, że załatwiłeś mi już bilety? – chłopak nie odpowiedział. Odwrócił monitor by wskazać Croftównie, że kupno zostało dokonane.

***

Padał śnieg. Stary budynek, jak reszta okolicy, był przykryty cienką warstwą białego puchu.
-Nie penetruj całej składowni, zajmij się raczej małymi pomieszczeniami, biurami… - zaczął Zip.
-Ja bym się najpierw zajęła tym, by się tam dostać. – odpowiedziała Croft. Przy budynku kręciło się paru mężczyzn. Uzbrojonych. – to dziwne, że pilnują opuszczonej, starej składowni odpadów radioaktywnych.
-Nie ważne, zabaw się z nimi w podchody i już! – zakończył czarnoskóry. Na szczęście w pobliżu budynku stało sporo skrzyń, za którymi Lara mogła się schować. Dziewczyna kucnęła za jednym z pudeł. Do miejsca, gdzie spacerowali ochroniarze, podrzuciła granat. Po nagłym wybuchu martwe ciała dwóch osiłków leżały na śniegu. Dziewczyna trzymając pistolety w pogotowiu wyszła zza skrzyni i rozejrzała się.
-Nikogo więcej. – podeszła do wielkich, metalowych drzwi. Pociągnęła za klamkę i z lekkim oporem otworzyła bramę. Wsunęła się przez szparę do środka.

Główny hol. Na ziemi leżało parę starych, metalowych kubłów, każdy z symbolem oznaczającym substancję promieniotwórczą. Naprzeciwko znajdowało się troje drzwi. Na każdych widniał napis.
-Sektor A, sektor B i sektor C… - dziewczyna podeszła bliżej. Pod nazwami sektorów znajdowały się tabliczki.
-Sektor A: ma… ma… - napis był częściowo zamazany. Panna archeolog przetarła go ręką. – Maszyny. Sektor B… magazyn. I sektor C… ga… i… ety… - ta tabliczka również była brudna. Croft potarła ją. – Gabinety. To musiała być kiedyś jakaś mała fabryka. Zapewne potem upadła za sprawą większych, popularniejszych firm. Zrobili z niej składownię odpadów radioaktywnych… ale widocznie ich ilość musiała się zmniejszyć, więc składownię zamknięto. Bądź znalazły się większe placówki na przetrzymywanie odpadów.
-Uwielbiam twój tok myślenia. Ale teraz mi powiedz – gdzie najpierw zamierzasz się udać?
-Tak jak radziłeś: na początek spenetruję biura. – próbowała otworzyć drzwi sektora C. Ani drgnęły. Już miała je kopnąć, ale czarnoskóry się odezwał:
-Hej, hej! Zwolnij! To są przecież metalowe drzwi, nie wyważysz ich!
-No to co mam robić?                                                                       
-Czy mają dziurkę od klucza?
-No mają.
-To poszukaj klucza. Sprawdź sektory A i B.
-A skąd wziąłby się klucz w sektorze maszyn bądź magazynów?
-Nie zastanawiaj się nad sensem mojego pomysłu tylko działaj. – odparł Zip obrażonym głosem.
Najpierw sprawdziła drzwi prowadzące do maszyn. Zamknięte.
-Jak ten sektor będzie zamknięty, to… - jednak kiedy pchnęła drzwi, te otworzyły się. Za nimi był niedługi korytarz, prowadzący do hali.
W pomieszczeniu znajdowało się dużo drewnianych skrzyń i kartonowych pudeł poukładanych na sobie. Oraz kilka metalowych kubłów.
-I ty twierdzisz, że tu będzie klucz?
-W twoich przygodach wszystko jest możliwe, Lara. Być może będziesz musiała zdobyć klucz do sektora B, by zdobyć klucz do sektora C…
-Mam lepszy pomysł. – na twarzy dziewczyny pojawił się cwaniacki uśmiech. Podeszła do jednej ze ścian. Nad nią znajdowała się kratka. Od szybu wentylacyjnego.
-No tak, najlepiej iść na łatwiznę.
-Nie idę na łatwiznę. Ja dbam o losy świata.
-Taaa…
Croft cofnęła się parę kroków i rzuciła linkę w kierunku kratki. Pociągnęła. Następnie przysunęła jedną ze skrzyń pod ścianę. Wskoczyła na nią po czym weszła do szybu.
-Nie ma nic lepszego, niż czołganie się po metalowych, wąskich, niskich tunelach… - stwierdził czarnoskóry ironicznie.
-Skąd możesz wiedzieć?
-Bo widzę.
Przeczołganie się do sektora C nie zajęło jej wiele czasu, na szczęście szyb nie był skomplikowanie skonstruowany. Dziewczyna kucnęła przed kratką, do której dotarła. Pchnęła ją, po czym odwróciła się tyłem i powoli zeszła na dół. Znajdowała się w korytarzu.
-Czy nie masz deja vu? Znowu korytarz i drzwi do gabinetów.
-Nie. Tamten korytarz był większy. Drzwi było więcej. A tu tych biur jest zaledwie kilka. I chyba wiem od którego zacznę… - Croft chwyciła za klamkę od drzwi, na których wisiała trochę zabrudzona tabliczka „Kierownik naczelny”. Były otwarte. Croft weszła do środka i rozejrzała się. Brudne szyby okien nie pozwalały w pełni oświetlać światłu zewnętrznemu tego miejsca. Lara zauważyła przy drzwiach włącznik. Nacisnęła go. Lampa wisząca na suficie zamigotała po czym rozjaśniła cały gabinet.
-Widzisz coś podejrzanego? – zapytał chłopak.
-Raczej nie… biurko, krzesło, komputer… jakieś szuflady… parę porozrzucanych dokumentów… dużo kurzu… chwila… a to co? – dziewczyna zauważyła naprzeciwko biurka, na ścianie, obraz przedstawiający pewien napis. Panna archeolog ściągnęła go ze ściany i przetarła ręką.
-Wiesz, co to może być?
-Myślę, że to jest to, czego szukam.
-Jak to?
-Tylko spójrz: stare, podniszczone, do tego napisane w niezrozumiałym języku.
-Skąd ta pewność?
-A widzisz tu coś innego, co tak samo rzuca się w oczy? – Croft rozejrzała się po pomieszczeniu. Potrzebowała czegoś do rozbicia szybki obrazu. Jednak nie zauważając niczego takiego, wyciągnęła z kabury pistolet i uderzyła nim o szkło, które natychmiast roztrzaskało się na kawałki. – Dam to do sprawdzenia Alisterowi. – wyjęła z ramy kartkę i delikatnie zwinęła w rulon. Schowała do swojego plecaka. – Wracam do Surrey. Najbliższy lot?
-Już sprawdzam… - Croft usłyszała stukanie klawiatury, a po chwili głos swojego przyjaciela. – najbliższy o 16.
-W takim razie urządzę sobie mały spacer po Moskwie. – już miała wychodzić z pomieszczenia, kiedy jej uwagę przykuł jeden z dokumentów walających się po podłodze. –Natla Technologies? – Lara zaczęła wertować inne kartki. Na każdej, w prawym dolnym rogu widniała ta nazwa. – Czy to znaczy, że to była kiedyś jedna z siedzib tej korporacji? - nagle usłyszała cichy stukot. Odwróciła się. Na ziemi leżał mały, zielony przedmiot.
-Cholera! – Croft pobiegła przed siebie i robiąc fikołek do przodu w samą porę uniknęła bliskiego spotkania z wybuchem granatu. Drzwi korytarza, wcześniej zamknięte, teraz były otwarte na oścież. Dziewczyna wyciągnęła pistolety z kabury i szybkim krokiem weszła do hali.
-Nikogo nie… - jednak nie dokończyła. Musiała zrobić szybki unik, zaczęli do niej strzelać. Skierowała się w stronę atakujących. Było ich trzech. Dziewczyna szybko przesłała mężczyznom porcję pocisków z beretty. Na tyle celnych, że jeden z nich padł martwy, zalewając się krwią. Pozostałych dwóch strzelało do Croftówny z karabinów, jeden rzucał w jej kierunku granatami. Dziewczyna także rzuciła jeden. Jej niesamowita celność nie pozwoliła im uniknąć „bombowej” śmierci. Lara schowała pistolety do kabur.
-No, tego trzeba mi było. Mała rozrywka po wykonanej misji nigdy nie zaszkodzi.
-Wiesz, przerażasz mnie…
-Zip, ja się tylko bronię.
-Po raz pierwszy stwierdzam, że pozostawię to bez komentarza. – dziewczyna wzruszyła ramionami po czym wybiegła z hali na zewnątrz.

***

-Przerażasz mnie! – wykrzyczał czarnoskóry, kiedy tylko Lara weszła do rezydencji.
-Czy to nie jest jedna z moich zalet? – spytała z przekąsem.
-Możliwe… nie… nie, nie, nie!
-Daj już spokój, tyle razy polała się krew z mojej winy.
-No… ale… dobra, wygrałaś. I co, teraz idziesz do naszego kujona wręczyć mu swoje znalezisko?
-Tak. Widzę, że z Alisterem wprost się uwielbiacie.
-Aż tak widać?
-Zachowujecie się jak dzieci. Nie. Ty się zachowujesz jak dziecko.
-A czy to źle? Przecież za to mnie lubicie. – uśmiechnął się szeroko.
-Tak, i za twoje komentarze.
-Ubarwiające życie! – podkreślił. Lara pokręciła z niedowierzaniem głową po czym wdrapała się na górę i powędrowała do biblioteki.

-Alister!
-Lara, jak miło, ostatnio widujemy się coraz częściej. Co znalazłaś? – dziewczyna wyciągnęła z plecaczka zrolowaną kartkę papieru. Rozwinęła ją i wręczyła Fletcherowi.
-Rozszyfrujesz to dla mnie?
-Brzmi jak robota sprzed roku… szkoda, że to tylko jedna kartka. Odszyfrowywanie tamtego pamiętnika…
-To było i już nie wróci. Przynajmniej tak mi się wydaje. No, w każdym razie rozumiem, że będziesz w stanie to zrobić?
-Tak, jak dasz mi czas…
-Masz go dużo. Mi zostało jeszcze parę wskazówek do rozwiązania.
-Myślę, że się wyrobię.
-Ok, to na razie.
Wyszła z biblioteki i udała się do sypialni. Musiała wziąć gorącą kąpiel.

Wieczór. Była ubrana w piżamę, gotowa do spania. Mimo zmęczenia uznała, że otworzy kolejny młynek.
-Był już żółty i czerwony, teraz pomarańczowy… - chwyciła za niewielki przedmiot. Przeczytała napis na wieczku. – Łakomstwo. – otworzyła modlitewnik. Tym razem w środku nie było żadnej substancji. Był kawałek pozornie bezkształtnego metalu. Jednak kiedy wyjęła niewielki przedmiot z młynka, okazało się że jest to koło z pięcioma ostrzami. Dziewczyna lekko zdziwiona przyjrzała się małemu blaszakowi.
-Przypominasz mi replikę mojej ulubionej broni… urocze. – nagle ostrze drgnęło. Panna archeolog wypuściła je, by mogło zatoczyć pętlę po pokoju. Następnie wróciło do nowej właścicielki.
-Wiele tym nie zdziałam. Ale teraz wiem, gdzie powinnam się udać…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz