Rozdział 3. - Nieznajomy


-Proszę państwa, znajdujemy się właśnie na miejscu niedawno popełnionej zbrodni. Z opisów świadków wynika, że mordercą jest ścigana od kilkunastu dni kobieta. Ludzie, którzy widzieli całe zajście, opisują przestępczynię jako wysoką blondynkę, w czarnym stroju, wyjątkowo silną i niebezpieczną. Co więcej, część świadków mówi o dziwnym zjawisku – podczas domniemanej walki z Alfonsem Botschafterem, bo to on właśnie został zamordowany, pan Botschafter oddał cztery strzały w brzuch kobiety. Ranna została oszołomiona na chwilę, jednak potem wstała i ruszyła w stronę mężczyzny. Część świadków wspomina o niebieskich plamach na bluzce. Czyżbyśmy faktycznie ponownie mieli do czynienia z Monstrum?
Jak dotąd popełnione przez kobietę zbrodnie zostały dokonane w Niemczech. Nic nie wskazuje na to, by poszukiwana pojawiła się w innych krajach Europy.
Policja nie znalazła na miejscu zbrodni żadnych ważnych śladów. Jak widać, przestępczyni wykazuje się dużym profesjonalizmem.
Policja prosi o zachowanie szczególnej ostrożności i o informowanie w razie, gdyby ktoś zobaczył poszukiwaną. Mówiła Abbey Stets, dziękuję.

Spikerka poprawiła fryzurę, czekając aż kamerzysta poskłada sprzęt.
-Dobra, zmywamy się stąd. – odparła dziennikarka, widząc że pracownik jest już gotowy. Ruszyli w stronę windy. Tymczasem na parterze policja przesłuchiwała recepcjonistkę.
-Więc mówi pani, że nie widziała żadnej blondwłosej kobiety, tak?
-T-t-tak.
-A nie zauważyła pani nic dziwnego przed dokonanym morderstwem?
-Czy… czy ja wiem…
-Proszę się nie zastanawiać. Więc?
-Ch-chyba nie… chociaż…
-Co „chociaż”? Niech pani mówi, co wydarzyło się przed morderstwem? – mężczyzna podniósł głos. Był pewien, że ta kobieta wiedziała o czymś istotnym.
-Na jakieś kilka minut przed… przed…
-Przed dokonaną zbrodnią.
-Właśnie. Na kilka minut przed… weszła tu kobieta.
-Jak wyglądała?
-Ubrana była na czarno. I miała okulary przeciwsłoneczne, co mnie zdziwiło, było po 2 w nocy. Miała… takie… czerwone włosy.
-Co miała na sobie?
-Czarną bluzkę, czarne szorty… bolerko… czarne rajstopy… i czarne buty.
-Dobrze. No więc weszła i co?
-I… zapytała o numer pokoju pana Botschaftera.
-Podała go pani?
-Na początku nie…
-Jak to „na początku”?!
-Najpierw podała się za żonę pana Botschaftera, ale kiedy poprosiłam o dokumenty, zdziwiła się. Potem wyłożyła na ladę dużą sumę pieniędzy.
-Łapówka.
-Tak… i… i ja podałam jej numer pokoju. A wtedy ona po prostu wyszła.
-Chce mi pani powiedzieć, że przyczyniła się pani do popełnionego morderstwa?!
-Ja… ja…
-Może mieć pani poważne kłopoty. Ba, będzie pani miała poważne kłopoty. Ale być może sąd złagodzi karę za przyznanie się do winy.
-Ale ja… - kobieta zaczęła panikować. Ręce jej się trzęsły, oddech miała przyspieszony.
-Dziękuję, do widzenia. – odparł oschle policjant, po czym odwrócił się i dołączył do swojego towarzysza.
-Słuchaj, przed całą aferą była tu jakaś kobieta, prosząca o numer pokoju Botschaftera. I po otrzymanej informacji po prostu wyszła.
-Jak wyglądała?
-Wszystko by się prawie zgadzało. Ubrana na czarno, tyle że jeszcze bolerko, a nasza poszukiwana go nie miała. Do tego okulary i czerwone włosy. Myślisz, że to ta sama osoba?
-A to nie zbyt banalne? Taka agentka o stu twarzach? Za dużo telewizji się naoglądałeś.
-To może współpracownica?
-A może czysty przypadek?
-Nie, nie może być.
-No w sumie. Czyli co, teraz będziemy poszukiwać dwóch?
-No chyba.

Zbliżała się godzina 7. Niebo dopiero się rozjaśniało. Dziewczyna maszerowała przed siebie dość szybko. Po tym co zaszło, ilu ludzi ją widziało… musiała coś zrobić. Zastanawiała się nawet, czy nie zmienić radykalnie wyglądu. Choć z drugiej strony, co jej mogło grozić? W końcu nie była człowiekiem. Była nadczłowiekiem, istotą o nadprzyrodzonych zdolnościach. Co więcej, była silniejsza. Prawie nieśmiertelna. Możliwe, że nawet nie „prawie”.
Póki co, swoje rozważania w sprawie własnego bezpieczeństwa postanowiła pozostawić na później. Zmierzała właśnie w stronę bloku mieszkalnego, znajdującego się kilka przecznic od hotelu. Tam bowiem mieszkała jedna z jej ofiar z listy. Piwnooka przyspieszyła kroku, coraz więcej ludzi wychodziło na ulicę, część spieszyła się do pracy. Jak widać wieści o morderstwie jeszcze się nie rozeszły, jednak była to tylko kwestia czasu. Blondwłosa dotarła na miejsce. Jej ofiara, młoda kobieta, Emilie Braut, mieszkała na parterze, w mieszkaniu nr 2. Lou musiała dostać się tam niezauważona. Nie mogła wejść drzwiami, to nie było w jej stylu. Nie byłoby też na miejscu ordynarne wybijanie okien przy tylu świadkach. Jednak piwnooka nie szczędziła w pomysłach. Cały czas stojąc na chodniku, wykonała szybki gest rozłożenia ramion. Po ledwo dostrzegalnym, bladoniebieskim błysku światła, czas spowolnił. Do takiego stopnia, by Lou mogła spokojnie wybić okno, a dla przechodniów wydawało się to tylko przywidzeniem.
Kiedy dziewczyna znalazła się w środku, czas z powrotem przyspieszył. Owa sztuczka należała do krótkotrwałych i była idealna właśnie do takich sytuacji. Blondwłosa rozejrzała się po pomieszczeniu. Otwarta szafa, nie pościelone łóżko, komoda oraz szafka nocna wyraźnie wskazywały, że jest to sypialnia. Piwnooka skierowała się do uchylonych drzwi. Zgrabnie przeszła przez szparę, by pójść w stronę kuchni, z której dochodziły zapachy jajecznicy i bekonu. Dodatkowo słychać było ciche nucenie. Blondwłosa stała już naprzeciwko wejścia do kuchni. Widziała Emilie, przygotowującą śniadanie. Lou uniosła rękę, w dłoni utworzyła jej się świetlista kula. Rudowłosa spojrzała przez okno, skąd miała widok na podwórko za domem, które o tej porze jeszcze było puste. Braut już miała ściągać patelnię z ognia, kiedy na szybie dostrzegła zarys kobiecej sylwetki i jasne światło. Nie zdążyła nawet krzyknąć, kiedy upadła martwa na ziemię, porażona siłą uderzeniową kulistego skupiska energii. Patelnia również upadła, z tym, że ze sporym hukiem. Lou podeszła spokojnie do kuchenki i zgasiła płomień. Nie potrzebny jej był przecież pożar, mimo, że mógłby zostać uznany za przyczynę zgonu. Ale przez ogień mogłoby zginąć więcej ludzi, a piwnooka nie chciała niepotrzebnych ofiar.
Kobieta znowu spowolniła na chwilę czas, wybiła szybę okna w kuchni i przeskoczyła na podwórko. Powolnym krokiem szła przed siebie. Wszystko, jak jej się na początku zdawało, poszło jak po maśle. Nagle jednak poczuła okropny ból głowy. Ten sam, co w hotelu. Nogi same się pod nią ugięły, dziewczyna upadła. Skuliła się. Zaczęła tracić kontakt z rzeczywistością, obraz był rozmazany, dźwięki głuche.
Wśród szumu niewyraźnych tonów zaczęła słyszeć syrenę policyjną. Sparaliżowana przez ból, leżała zaniepokojona. Nie wiedziała co się dzieje, skąd policja wie, że ma tu jechać, i dlaczego piwnooka czuje ten cholerny ból głowy. Po paru minutach poczuła, jak ktoś ją chwyta za ramię i podnosi. Nie była w stanie się wyrywać, ból kompletnie ją sparaliżował. Słyszała stłumione głosy, czuła, że gdzieś ją ciągną. Nagle chłód metalu, trzask zamykanych drzwi. Wsadzili ją do furgonetki, która w następnym momencie odjechała.

Powoli uniosła powieki. Mrugnęła raz. Drugi. Ciemne pomieszczenie. Ciasne. Cela. Blondwłosa wstała z niewygodnego łóżka i podeszła do krat.
-No, idealnie. Ktoś chce z tobą rozmawiać.
Strażnik otworzył drzwi celi i chwycił dziewczynę za rękę. Poszli w kierunku potężnych, stalowych drzwi. Po drodze Lou widziała spojrzenia ludzi siedzących za kratami. Spojrzenia morderców, złodziei – przeszywające, pełne wyrzutów do świata.
Za metalowymi wrotami znajdował się inny korytarz, kilka par drzwi. Wszystko w odcieniach błękitu i szarości. Skręcili w lewo, doszli do końca korytarza. Zatrzymali się przed drzwiami po prawej, strażnik wyciągnął pęk kluczy i chwilę szukając, włożył jeden z nich do zamka. Przekręcił, dało się słyszeć ciche kliknięcie. Wprowadził piwnooką do pomieszczenia.
-Jak skończysz rozmowę, to zapukaj. – po tych słowach mundurowy zamknął drzwi. Na klucz. Dziewczyna nieprzytomnie rozejrzała się po pomieszczeniu. Stała tam drewniana szafa, biurko, jednak największą uwagę zwracały cztery krzesła stojące przed czterema szybami. Obok każdej wisiał telefon. Za jednym z okien siedział mężczyzna. Przystojny, błękitnooki brunet. Kiedy dostrzegł Lou, uśmiechnął się ironicznie. Dziewczyna zasiadła na krześle i niepewnie sięgnęła po słuchawkę. Przyłożyła ją do ucha. On zrobił to samo.
-Witaj piękna. Wreszcie cię złapali. Niezła ta akcja w mieszkaniu.
Dziewczyna spojrzała na mężczyznę wzrokiem oburzonym, lecz jednocześnie pełnym zaciekawienia.
-Ale ta w hotelu była lepsza. Więcej… akcji w akcji, tak to nazwijmy.
Spojrzenie z zaciekawionego zmieniło się w zaniepokojone. Lou czuła, że z tym gościem jest coś nie tak.
-To… to ty. To przez ciebie…
-Nie tylko ty masz nadprzyrodzone moce, moja droga. Choć przyznam, twoje są bardziej imponujące.
Blondwłosa nie odezwała się. Spoglądała tylko nieufnie na bruneta.
-Jestem ciekaw, czy zabijanie ludzi to dla ciebie rozrywka… czy może robisz to dla kogoś? Ktoś ci to zleca? Powiedz mi.
Milczenie. Piwnooka nie miała najmniejszego zamiaru się odezwać.
-Mroczna i tajemnicza. W porządku.
Chłopak zamknął oczy. Lou przez chwilę zdziwiona, w następnym momencie poczuła straszliwy ból głowy. Ścisnęła słuchawkę, zmrużyła oczy…
-Dobra… p-powiem… tylko… przestań…
Nagłe ukojenie. Ból ustąpił, dziewczyna otworzyła oczy i spojrzała z niezadowoleniem na błękitnookiego.
-Opowiadaj.
-Jestem płatnym mordercą.
-Mało.
-Pracuję dla Yvo Malavskiego, dał mi listę ludzi, których mam zlikwidować…
-Czekaj… powiedziałaś „Malavsky”? No, widać nasze drogi połączyły się nie bez powodu.
-Znasz go?
-Kilka lat temu było głośno o tym typie. Pracował nad jakimś tajnym projektem, media szalały, byleby zdobyć jakiekolwiek informacje. Okazało się jednak, że ów przedsięwzięcie było nielegalne. Policja doszła do powiązań między pracami Otta, a tajemniczymi morderstwami. Malavskiego zawieszono, media straciły zainteresowanie, sprawa przycichła. Kto wie, może postanowił odnowić swój plan? Tylko tym razem nie chce sobie rączek brudzić.
-Mi jest wszystko jedno. Wykonuję pracę.
-Nie uważasz, że to chore? Zabijać ludzi dla kasy? Nie myślałaś nigdy, jak to jest? Ci ludzie cię widzą, wiedzą, że za chwilę ich zabijesz… jakie to musi być uczucie. – Piwnooka uniosła brwi. Ona przecież nie ma uczuć. Jedynie ich namiastki. Czasem poczuje niepokój, czasem ulgę, satysfakcję. Więc wymaganie od niej, by zastanawiała się, jakie uczucia towarzyszą jej ofiarom, jest bezcelowe. – No ale wracając do Malavskiego. Tak się składa, że ostatnio znowu zrobił się bardziej aktywny w sprawie swoich tajnych planów. A ja chciałbym to zbadać. Więc, gdybyś zechciała mi pomóc… wiesz, gdzie mnie szukać.
-Wiem?
-Hotel Palace.
-Ale nie mogę…
-Widziałem co potrafisz. I wierz mi, możesz.
Mężczyzna odłożył słuchawkę. Lou zrobiła to samo. Błękitnooki uśmiechnął się do niej, po czym wstał i odszedł. Błękitnooki… blondwłosa nigdy nie widziała takich oczu. Niebieskich, głębokich, przeszywających na wylot.
Strażnik usłyszał ciche pukanie. Włożył klucz do zamka, przekręcił, otworzył drzwi. Chwycił dziewczynę za rękę, zamknął pokój. Ruszyli z powrotem do celi.

Noc. Strażnik przysnął na taborecie pod ścianą. Dziewczyna siedziała na łóżku i obserwowała, jak mundurowy oddycha spokojnie. Blondwłosa zastanawiała się nad słowami bruneta, z którym miała przyjemność rozmawiać kilka godzin temu. „Gdybyś zechciała mi pomóc…”
Lou wstała i podeszła do krat. Chwyciła za dwa pręty. Jej dłonie zaczęły świecić błękitnym światłem. Kiedy piwnooka puściła kraty, były w tych miejscach stopione.
Trzask rozpadającego się metalu – dziewczyna z całej siły kopnęła pręty, które po prostu się skruszyły. W tym momencie strażnik zachrapał głośniej. Lou na chwilę zamarła. Kiedy zobaczyła, że mężczyzna ani myśli się obudzić, przeszła przez otwór. Już miała wychodzić, kiedy jeszcze na moment zatrzymała się. Zdjęła z głowy perukę i rzuciła ją niedbale na poszarzałe kafelki. W końcu i tak się domyślą, że ruda i blondyna to ta sama osoba…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz