Część 1 - Alister, Kurt, Winston i Zip sami w domu

Lara kończyła się szykować. Ubrana była w czarną sukienkę, buty na obcasach. Włosy miała spięte w elegancki kucyk. Chwyciła swoją torebkę i wyszła z pokoju. Zeszła po schodach. Gdy była już przy drzwiach, krzyknęła:
-Wychodzę! Za niedługo wpadnie do was Natrentny, znowu zapomniał swojego chirugai. - po czym wyszła wychodząc.
Chłopaki robili to co zwykle. Zip siedział w pracowni, przy komputerze, Alister w bibliotece nad książkami, a Winston krzątał się w kuchni. Nagle zadzwonił do drzwi. Dzwonek oczywiście. Zadzwonił. Kurt nim zadzwonił. Lokaj podszedł do drzwi i je otworzył.
-Witam Natre... pana w rezydencji Lady Croft. Pan zapewne przyszedł w celu zabrania swojego ostrza?
-Tak. - Kurtis wszedł do środka. Winston zamknął drzwi i krzyknął:
-Alister, Zip! Chodźcie!
Alister, Zip i Chodźcie natychmiast pojawili się przed Lokajem i Trentem.
-Jesteśmy w komplecie. - stwierdził Winston.
-To co robimy? - zapytał Zip.
-Może zacznijmy od oglądania telewizji? - stwierdził Alister.
-Dobry pomysł. – przyznała reszta. Po chwili znajdowali się w salonie.
-Jest tylko jedna kanapa. - zauważył Kurt.
-I tylko nas czterech. - dodał Alister.
Wszyscy spojrzeli się na siebie.
***
5 minut później po nieustającym spoglądaniu się na siebie Zip powiedział:
-Ciągniemy słomki.
-Dobra.
-Ja zaraz wracam, muszę sprawdzić pieczeń. - powiedział Winston i poszedł zaraz wrócić, musząc sprawdzić pieczeń.
Kurt, Alister i Zip dalej się w siebie wpatrywali.
***
Po 10 minutach odezwał się Alister.
-To dawaj te słomki.
-Dobra. - odparł Zip.
***
Po kolejnych 10 minutach.
-Ale...nie mam słomek. - stwierdził Zip.
-Naboje! - krzyknął Kurt.
-Co?
-Naboje!
-O co ci chodzi?
-NABOJE!
-Co naboje?
-Co „co naboje”?
-No naboje.
-Jakie naboje?
-Krzyczałeś „naboje!”
-O czym wy mówicie?
-O nabojach!
-Że co naboje?
-Że mamy je ciągnąć!
-Wow, świetny pomysł! Nigdy bym na to nie wpadł! Idę po naboje!
I Kurtis poszedł po naboje. Po czym wrócił z nabojami.
-Mam naboje.
-Dobra, to ciągniemy. - Zip i Alister wzięli po jednym naboju.
-Mój jest najdłuższy. - powiedział Zip.
-A właśnie, że mój! - odparł Kurt.
-A wiecie, co ja wam powiem? Że mój jest najdłuższy!
Chłopaki przystawili swoje naboje blisko siebie.
***
Po pół godzinie.
-Coś mi się wydaje...że te naboje są takiej samej długości. - stwierdził Alister.
-Czy moglibyście się przesunąć? Zasłaniacie mi telewizor. - odparł Winston.
Wszyscy trzej się przesunęli po czym spojrzeli na lokaja wielkimi oczami - siedział sobie jak gdyby nigdy nic na kanapie. Miał ze sobą popcorn i dużą szklankę soku.
***
Winston siedział na kanapie. A przed nim Alister, Zip i Kurtis, wszyscy siedzieli po turecku. Oglądali MTV. Zaczęła się powtórka odcinka „Happy Tree Friends” z poprzedniego dnia.
-Dibidu bidibi di! Dibidu bidibi di! Dibidu bidibi di! Dibidu bidibi di! - Kurtis zaczął śpiewać piosenkę z czołówki, natomiast Zip wtórował mu klaskaniem. Alister zmierzył ich wzrokiem.
Natychmiast przestali. Alister mruknął pod nosem.
-I tak najfajniejsi są Włatcy Móch...
***
Po ok. 5 minutach.
Wszyscy oprócz Winstona, który poszedł zaraz wrócić, musząc tym razem uzupełnić zapasy popcornu, płakali.
-To było... taaaaaakie... smutne! - jęczał Kurtis.
-Taaaaaak! - odpowiedzieli mu Zip i Alister.
-Teeee... bieeeedne... zwierząąątka...
-Zwierzątka? - zdziwił się Zip.
-O czym ty gadasz? - zapytał Alister.
-No o tych biednych zwierzątkach!
-Jakie zwierzątka? W połowie filmu popcorn się skończył! - zachlipał Zip.
Winston wrócił z popcornem.
-Jest popcorn! - krzyknął uradowany Zip.
Alister stanął na kanapie i zaczął śpiewać.
-Alleluja! Alleluja!
***
Po ok. 30 minutach Alister, Kurtis, Wintson i Zip skończyli oglądać telewizję. Znajdowali się w głównym holu.
-To co robimy teraz? - zapytał Kurtis.
-Wywróćmy dom do góry nogami! - krzyknął Zip.
-Jak? Przecież domu nie da się wywrócić do góry nogami! - Kurtis był wyraźnie zaskoczony.
-Da się! - Zip podbiegł do stojącego w pobliżu stolika i wywrócił go do góry nogami.
-NIEEEE! - krzyknął Alister.
-Spokojnie, to tylko stolik. I nie martw się, nie będziemy nic niszczyć.
Na to Alister machnął na Zipa ręką i chwycił stolik. Podniósł go góry a potem uderzył nim z całej siły w ziemię. Roztrzaskał się na drzazgi. Stolik oczywiście.
-Tak to się robi. - powiedział dumnie Alister.
Po czym wszyscy zaczęli chwytać za meble i je rozwalać. Oprócz Winstona, który po raz kolejny poszedł zaraz wrócić, tym razem robiąc sałatkę. Kiedy Alister i Zip rozwalali właśnie lampę, Kurtis pobiegł na chwilę na górę, po czym wrócił – z karabinem.
-Patrzcie chłopaki, co mam! - Trent wycelował karabin w sufit i zaczął strzelać. Posypał się tynk.
-Co ty robisz, dawaj to! - Zip rzucił się na Kurtisa. Natrentny przestał panować nad maszyną, Po chwili wszędzie były dziury i było biało, jakby spadł śnieg. Choć spadł tynk. Ale wyglądało jakby spadł śnieg.
***
Lara postanowiła po drodze do domu wstąpić do kościoła.
-Jak ja dawno tu nie byłam. Ostatni raz byłam tu... hmmm... zanim się urodziłam! - stwierdziła Lara. Głośno. Paru ludzi klęczących przy ławkach popatrzyło się na nią dziwnie. Croft podeszła do jednej z ławek. Rozejrzała się niepewnie.
-Jak to się... - po paru wygibasach Larze udało się jako-tako uklęc. Uklęknąć. Uklęczeć. Następnie wykrzywiając ręce na dziwny sposób złożyła dłonie.
-No więc… ten teges…proszę Boże o dobro dla świata… i dużo grobowców, żebym mogła je zwiedzać… i więcej artefaktów w tych grobowcach… bo po co mi grobowce, jak nie będzie w nich artefaktów? … - modlący się patrzyli na Croft z poirytowieniem. Poirytowaniem. Poirytocieniem.
-I proszę też o więcej zwierząt wśród tych grobowców… żebym miała co zabijać… - w tym momencie zza ołtarza wyskoczył ksiądz. Lara spojrzała się na niego.
-Wśród grobowców, Boże, wśród grobowców! … - ksiądz biegł w kierunku Croft potykając się o sutannę. W ręku trzymał krzyżyk.
-Precz, służebnico szatana! PRECZ!
-Dobrze, dobrze, już idę. – i zrobiła to co w domu – wyszła wychodząc.
-Jacy ci ludzie w kościele niemili. Pożerają cię wzrokiem, wyganiają się… pomodlić się nie dadzą.
Powędrownęła się do swojego domu.
***
-Chłopaki… - powiedział Zip. Dom był cały zdemolowany.
-No?
-Mam przeczucie… coś nadejdzie… - nasłuchiwali. Nagle głośne burknięcie.
-HA! Nadeszło, przyszło i przeszło. – koledzy spojrzeli się zdziwieni na Zipa.
-Głodny jestem. W brzuchu mi burkło.
-Czekajcie… moje moce telepatyczne… - zaczął Kurt.
-Co twoje moce telepatyczne?
-Mówią mi…
-Co mówią ci?
-Że Lara nadchodzi.
-Aha.
Minuta milczenia.
-LARA NADCHODZI?! – krzyknęli.
-TRZA SIĘ SCHOWAĆ! – krzyczał Zip.
-ZA KANAPĄ! – odparł krzykiem Kurt.
-POD ŁÓŻKIEM LARY! – odpowiedział mu Alister.
-W KABINIE PRYSZNICOWEJ! – do holu wkroczył Winston. Z rękawicami do gotowania.
-Robiłeś sałatkę, nie? – spytał Al.
-No.
-To po jaką Larę ci rękawice?
-Pasują mi do włosów!
-Chłopaki, schowajmy się w tej kabinie! – stwierdził Kurt.
I poszli schować się w kabinie. Wszyscy czterej.
Lara przybyła do domu. Zastała tynkożycę. Tynkośnieżycę. Śnieżycotynkę… czy jak tam chcecie. Dziury w suficie, ścianach, podłodze.
-Zwierzaki tu były? W moim domu jest grobowiec?! CHWAŁA CI BOŻE! – krzykła w niebiosa. W sufit w sumie. Bo oddzielał niebiosa. Ale były dziury. Więc nie do końca oddzielał.
-A gdzie chłopcy moi? Pożarci? Ojej, dziś dzień cudów! – podskoczyła i zaklaskała z radości.
Powędrowała do łazienki. Trza się było umyć. I gdy już powędrownęła to weszła do środka. A w kabinie prysznicowej stłoczeni chłopcy. W lekkiej panice, iż ich zauważy, zaczęli się wiercić. Kurt nacisnął na kurek od wody. I zaczął się lać. Wodnisty płyn zaczął. Kurek nie może. W sumie to by mógł. Ale teraz nie mógł.
-Ajj! ZIMNA!
-OJEZU! – krzykło się Larce.
-OLARA! – krzykli chłopcy.
-ZROBIŁEM SAŁATKĘ! – dodał Winston.
-MASZ DZIURY W SUFICIE!
-I NIE TYLKO!
Milczenie.
-MUAHAHAHA! WSZYSTKICH WAS POROZSTRZELAM, JEŚLI NIE POWIECIE MI, GDZIE JEST PIERŚCIEŃ!
Do łazienki wskoczył Golum.
-W Ameryce Zachodniej! – palnął Zip.
Golumowi się zdezorientownęło.
-Ale… oj… już idę, maj preszys! – krzyknął stwór i wyskoczył. Przez okno. Bo szybciej było.
-Ejj… - zaczął Kurt. – czym on nas chciał porozstrzelać?
-Nie widziałeś?! – zapytała Croft roztrzęsiona. – Miał kukurydzę w ręce!
-Lubię popcorn! – zaklaskał Zip w łapki.
-Co ty z tym popcornem? – zapytał Kurt.
-Co? Ja…z nim…emm... – Zip zmieszał. Się zmieszał. Choć w sumie mógł zmieszać wodę. Ale ciasno było więc nie zmieszał wody, a się w wodzie.
-Dobra, chłopaki, wyłaźcie! – po tych słowach Lara podeszła do kabiny i otworzyło się. Jej kabinę się otworzyło. Jej otworznięcie kabinę się. No otworzyła kabinę.
-Cholera! – a, no i zapomniała, że w tej kabinie była woda. I woda wylała. Się na nią. Tak właśnie.
-Grypa! – zawtórował Larce Alister.
-Jak cię zaraz dżumnę, to zobaczysz! – odparła mokra już Larka. Oni też byli mokrzy.
-Jejku, moja sałatka!
-Co? Przypala się?
-Nie! Leży tam i czeka! – i Winston pobiegł trochę później wrócić, musząc popilnować sałatki.
-To ja… pójdę za Winstonem. Do kuchni. Tak, do kuchni, by postać obok Winstona. – zaczął Zip. – Wcale nie po to, by kontynuować swój gorący romans z popcornem, którego to romansu przecież nie ma, co wam strzeliło do głowy! – i Zip zmieszany, nie wstrząśnięty, poszedł do towarzystwa Winstonowi, wcale nie po to, by kontynuować gorący-romans-z popcornem-co-wam-przyszło-do-głowy.
-A ja chyba pójdę się wysushić. Niedaleko jest całkiem niezła japońska restauracja. – powiedział Al. I wyszedł idąc do restauracji. Choć wbrew pozorom tak blisko nie było. Do Japonii to najlepiej samolotem…
Croft i Natrentny stali naprzeciwko siebie. Mokrzy. Bo nie poszli do Japonii się wysushić.
-Więęęc… - zaczęła Larka.
-…co robimy? – dokończył Kurt.
Milczenia minut jedna i sekund trzydzieści dwie.
-Chodźmy na seks do iglo w Grenlandii!
-Co?
-No… taki smutny… żałobny… nekrofilistyczny wręcz.
-Dobra.
I poszli. Naseks. Bo naseksy są fajne. Takie włochate, mięciusie i milusie…
-Ej! A ja to co? Mnie tu już nikt nigdzie nie weźmie… co ja mam robić? Dlaczego nikt mnie nie kocha? – powiedziała kabina prysznicowa. I kiedy jej się powiedźneło, do łazienki wszedł Chodźcie. Bo oni go zostawili. Wredoty jedne.
-Potowarzyszyć?
-Właź do mnie.
I wlazł. Do kabiny. I resztę wieczoru spędzili na siedzeniu ze sobą. W sobie. Trzymając siebie w sobie. No razem.
THE END
???

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz